„Ibur”, „jenika” i „mochin” – to trzy stopnie duchowego wzrostu. Po tym, jak stał się godny człowiek wejść w duchowe, on zaczyna rozumieć je: „nefesz” – w ibur, „ruach” – w jenika i „neszama” – w mochin. Lecz to zachodzi i na przygotowawczym stadium duchowej pracy, jeszcze do tego, jak stał się godny na stałe znajdować się w duchowym świecie.

„Ibur” – zarodzenie, tak nazywa się stadium, kiedy człowiek odmienia swoje „ja” na jakiś czas i mówi: „Teraz ja nie chcę myśleć o niczym związanym z własną wygodą, nie chcę wykorzystywać swojego umysłu, chociaż on jest dla mnie najważniejszy – więc nie mogę czynić niczego tego, czego nie rozumiem, czyli mogę czynić wszystko, lecz powinienem uświadomić sobie, na ile to wygodne.” I pomimo to on mówi: „Ja jestem zdolny czasem powiedzieć, że na dany czas przyjmuję na siebie obowiązek nie wykorzystywać swojego rozumu, lecz wierzyć ponad rozum, wiarą mędrców, że jest Władca i każdy znajduje się pod Jego indywidualnym sterowaniem. Lecz dlaczego powinienem w to wierzyć, a nie odczuwać, że jest tak? Przecież rozum mówi o tym, że gdybym odczuwał istnienie Stwórcy, to rzecz jasna, mógłbym pracować dla Stwórcy i starałbym się służyć Jemu. Dlaczego więc w takim razie jest potrzebne mi ukrycie? Co wygrywa Stwórca, ukrywając siebie przed stworzeniem?”

I on szuka wyjaśnień i na to pytanie odpowiada ponad rozum, mówiąc: „Jeżeliby Stwórcy było wiadomo, że stworzeniom byłoby lepiej, gdyby nie było ukrycia, oczywiście nie czyniłby go”. Wychodzi, że na wszystkie wynikające w jego mózgu pytania odpowiada, że idzie ponad rozum, zakrywając oczy, tylko wiarą.

Baal ha Sulam powiedział, komentując jeden z tekstów Psalmów (68:32): „Kusz pobiegnie z darami w rękach swoich do Stwórcy”: „Jeżeli człowiek może powiedzieć „kusz” – od słowa „kuszija” (pytanie), to jego pytania – same dla siebie są wyjaśnieniem, czyli on nie potrzebuje wyjaśnienia, lecz w samym pytaniu – odpowiedź. Znaczy, on mówi: „Teraz, kiedy posiadam trudne do rozwiązania pytanie, mogę iść ponad rozum”.

Wówczas „ręce jego – do Stwórcy”. „Ręce jego” – to życzenie otrzymać – do Stwórcy, i wtedy człowiek jest w pełnej zgodzie ze Stwórcą. Dlatego początek wchodzenia w duchowe podobny jest do zarodzenia, czyli odmieniając swoją istotę, zaradza się w „łonie matki”, jak napisano: „Słuchaj synu mój nastawienia ojca twojego i nie zapominaj nauki matki twojej”. Jak powiedziano: „Dlatego że matką nazywa się „bina”. Czyli on odmienia miłość do siebie, nazywaną „malchut”, egoistyczne życzenie, i wchodzi w altruistyczne życzenie, nazywane właściwością „bina”, „matka”.

Człowiek powinien wierzyć, że do porodzenia, czyli przedtem, zanim dusza opuściła się w ciało, ona była w jedności ze Stwórcą. I wówczas stara się znowu powrócić i zlać się z Nim w jedno. Chociaż serce podpowiada mu, że on tylko teraz zgodny jest na odmianę swojego „ja”, lecz potem pożałuje tego.

I na to zostało powiedziane: „Nie martw się o dzień jutrzejszy”. I „jutro” nie oznacza dnia następującego po „dzisiaj”, lecz „dzisiaj” i „jutro” mogą być teraźniejszością i przyszłością, i różnica pomiędzy nimi może być o godzinę. Powiedziano poprzez mędrców (Sota 48): „Jeżeli człowiek martwi się o wyżywienie na jutro, chociaż dzisiaj pożywienie jest – jest to z powodu braku wiary”.

I należy wyjaśnić powiedziane: „Jeżeli jest pokarm dzisiaj”. To oznacza, że dzisiaj on jest gotów przyjąć na siebie wiarę ponad rozum, lecz tylko myśli, co będzie potem. Czyli jest już w nim wspomnienie o stanach, kiedy myślał, że pozostanie w wywyższonym stanie na zawsze. Lecz w ślad za tym znowu upadał w dół – w „miejsce odpadów”, dokąd wyrzucają wszystkie śmieci.

To oznacza, że podczas wzniesienia myślał, jak gdyby cały egoizm to tylko śmieci, które trzeba wyrzucić w miejsce odchodów, czyli czuł nikczemność życzenia otrzymywać. A teraz sam opuścił się w to miejsce, żeby karmić się stąd, podobnie do kotów grzebiących się w śmieciach w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, żeby wyżyć. I on podczas upadku jest podobny do kotów, a nie do wybrednych ludzi, wybierających zawsze co jeść, a czego nie. I to jest to, co mówimy (w modlitwie „Alel”): „Podnoszący z prochów biednego, i wznoszący z odpadów żebraka”.

Kiedy człowiek czasami może anulować swoje „ja”, mówi: „Ja chcę odmienić siebie samego ze względu na duchowe”, i wtedy on nie znajduje się w egoistycznych myślach. I on chcąc teraz dostarczyć radość Stwórcy, wiarą powyżej rozumu, nie zwracając uwagi na to, że niczego nie odczuwa, wierzy, że Stwórca „słyszy modlitwę, wychodzącą z ust każdego”, i przed nim wielki i mały równi, i jak może On uratować najmniejszego, tak może i pomóc najnikczemniejszemu. I to nazywa się właściwością zarodzenia (ibur), czyli on przechodzi (ober) ze stanu samodzielności pod władzę Stwórcy.

Lecz to tylko czasowo, ponieważ w rzeczy samej on chce na zawsze anulować swoje „ja”, lecz nie może uwierzyć, że teraz to nastąpi na zawsze. Przecież już wiele razy tak było, kiedy myślał, że to zdarzy się, ale potem nisko upadał ze swojego poziomu w „miejsce odpadów”. I nie mniej jednak nie powinien martwić się o to, „co będzie jeść następnego dnia”, czyli rzecz jasna, że on upadnie następnie ze swojego poziomu tylko z powodu braku wiary.

Lecz do tej pory wierzy, że „ratunek Stwórcy przychodzi w mgnięciu oka”. I ponieważ chciał na jakiś czas odmienić swoje „ja” i pragnął pozostać w tym stanie na zawsze, znaczy, że on znajduje się w procesie zarodzenia. Lecz w rzeczy samej człowiek powinien wierzyć, że jego pragnienie wejść w duchowy świat i anulować swoją istotę – to pobudzenie z góry, a nie świadoma decyzja samego człowieka.

Dowód jest w tym, że za każdym razem, kiedy chciał coś uczynić dla oddawania, wszystkie sprzeczności, a miał ich wiele, powstawały znowu, i ciało jego opierało się i nie mogło zrozumieć, czy jest w ogóle na świecie człowiek, zdolny odmienić swoje „ja” przed Stwórcą i nie martwić się o własną korzyść. I ono zawsze wzbudzało lęk przed próbami anulować siebie przed Stwórcą. I teraz on widzi, że wszystkie sprzeczności, wszystkie myśli i wątpliwości spalone są ostatecznie. I odczuwa ogromne nasłodzenie, jeżeli może anulować siebie przed Stwórcą.

Czyli widzi teraz, że cała jego wiedza nic nie znaczy, chociaż myślał wcześniej, że nie ma na świecie nikogo, zdolnego nakłonić go, by odmienił swoje „ego”, mówiąc, że to trudna praca i nie każdy jest zdolny wykonać ją.

A teraz widzi, że nic nie przeszkadza mu anulować siebie i połączyć się ze Stwórcą. Lecz to dlatego, że otrzymał trochę światła z góry i wszystkie przeszkody odstąpiły przed nim, czyli ci, którzy wcześniej przychodzili przedstawiać „pretensje zwiadowców”, zniknęli z pola widzenia. Jak napisano (Teelim 103:16): „Wiatr pochwycił go – i nie wiadomo, gdzie miejsce jego”.

„Wiatr pochwycił go…” – kiedy człowiek otrzymuje natchnienie z góry, wszystko przeszkadzające w nim znika i nawet „miejsce ich nieznane”. Podczas duchowego wzniesienia, które otrzymał z góry, on nie może nawet zrozumieć, jak w nim samym może być miejsce dla grzeszników, wpływających na niego swoimi pretensjami.

Wychodzi, że poronienie w czasie ciąży odbywa się, jeżeli niemowlę urodziło się przed upływem czasu niezbędnego dla urodzenia. Tak i w naszym świecie, jeżeli są w wewnątrzpłodowym okresie jakieś naruszenia, to doprowadza do poronienia, kiedy niemowlę wychodzi na zewnątrz przed czasem, nie może wyżyć i umiera. I w duchowym, jeżeli jest jakaś słabość, człowiek opuszcza wewnątrzpłodowy stan w miejsce „tego świata” i wszystkie myśli tego świata walą się na niego, i wszystkie życzenia tego świata prześladują go, i to nazywa się „martwy zarodek”.

W dziewiątej części TES (p.83) napisano tak: „Powinna matka mieć właściwość „drzwi”, żeby zamykając je, zatrzymać niemowlę wewnątrz, żeby nie wyszło na zewnątrz, aż nie uformuje się ostatecznie. I jeszcze niezbędnym jest, żeby była w niej siła, kształtująca niemowlę”.

Baal ha Sulam wyjaśnia, że w procesie zarodzenia uczestniczą dwie siły:

1) Siła formująca. Forma niemowlęcia – „katnut” – mały stan, dla osiągnięcia którego także istnieje porządek. On staje się przygotowawczym etapem wielkiego stanu – „gadlut”. Jeżeli nie ma stopnia „katnut” – to nie ma i „gadlut”. I cały czas, dopóki on jest w „katnut”, oznacza, że jeszcze nie osiągnął doskonałości. I w każdym miejscu, gdzie brakuje duchowego, jest zawarta nieczysta egoistyczna siła, zdolna zepsuć zarodzenie, żeby zarodek nie mógł otrzymać pełni, doskonałości. I to popycha go do wyjścia, czyli on rodzi się przed zakończeniem wewnątrzpłodowego okresu.

2) Siła ograniczająca. W zarodzeniu jest dwadzieścia pięć parcufim, czyli NaRaNHa’J – pięć poziomów, w każdym z których jest także NaRaNHa’J. Dlatego powinna być ograniczająca siła, żeby on był nierozerwalny także w małym stanie. I to wychodzi od matki, czyli chociaż niemowlę samo nie posiada prawidłowych życzeń, żeby otrzymać wielki stan „gadlut” ze względu na oddawanie, mimo to, za pośrednictwem anulowania siebie wewnątrz matki, ono może otrzymać życzenia „gadlut” od życzeń matki, co nazywa się „zarodek w ciele matki żywi się tym samym, czym i matka jego żywi się”.

Lecz on sam nie ma wyboru, czyli on je tylko ten pokarm, o którym matce wiadomo, że może go potrzebować. Czyli on anulował swój indywidualny wybór, dający możliwość zrozumieć, co jest dobre, a co złe. Lecz wszystko za cenę matki, co nazywa się „w ciele matki”, i co oznacza, że on nie posiada własnego imienia.

W Talmudzie dziesięciu sfirot mówi się o wyższych światach. Lecz to samo ma miejsce i w czasie przygotowania, kiedy człowiek dopiero pragnie wejść w duchowy świat – wszystko odbywa się według tych zasad. Dlatego że i na wyższych poziomach jest wiele właściwości, i urodzenie nie odbywa się od razu, lecz mówią, że jest tam dziewięć miesięcy zarodzenia, aż zrozumie dwadzieścia pięć parcufim. Tak również w przygotowawczym stadium jest wiele zmian właściwości, dopóki w czasie przygotowania człowiek nie osiągnie pełni właściwości „ibur”. Dlatego ma miejsce także mnóstwo wzniesień i upadków. I czasem wewnątrzpłodowy rozwój idzie nieprawidłowo, co nazywa się „poronienie”, i niezbędnym jest zacząć pracę od nowa.

A teraz wyjaśnimy, co oznacza formująca siła, która ma miejsce w czasie przygotowania. „Zarodek” – to forma małego stanu, charakteryzująca się życzeniami oddawać. Czyli, kiedy człowiek zajmuje się Torą i przykazaniami, on może nastroić się myślami, że daje wszystko z zamiarem „ze względu na oddawanie”. Innymi słowy, zajmuje się teraz Torą i przykazaniami, dlatego że wierzy w Stwórcę i w Jego Wielkość.

I on postanawia dla siebie, że od dzisiejszego dnia i dalej całe jego nasłodzenie będzie składać się tylko z tego, że ma on życzenie służyć Królowi. I to podobne jest dla niego do tego, jakby zarobił ogromne bogactwa. I cały świat patrzy na niego zazdroszcząc mu tego, że stał się godny podnieść się na wysoki poziom, i nikt inny nie zasłużył na to. I dlatego on jest radosny, i nie odczuwa w świecie niczego złego, a widzi tylko dobro. I całe jego nasłodzenie i duma jest w tym, że oddaje, że chce dać Stwórcy. I cały dzień spędza z jedną myślą: „Co uczynić, jakiego dokonać działania, żebym mógł zadowolić tym Stwórcę”.

Z jednej strony, mówimy, że człowiek powinien pracować nie ze względu na nagrodę, a tylko ze względu na Stwórcę. A z drugiej strony mówimy, że człowiek powinien otrzymywać nasłodzenie i wyobrażać sobie jak otrzymać nasłodzenie. Czyli powinien wyobrazić sobie wielkość i ważność w oczach społeczeństwa, szacunku do wielkich ludzi i władców. I następnie trzeba nauczyć się od prostych ludzi tego, jak oni otrzymują nasłodzenie od tego, że służą wielkim tego świata, i wykorzystać to dla wywyższenia Stwórcy. I służąc Stwórcy, on powinien odczuwać takie samo nasłodzenie jak i oni, będąc na służbie u wielkich ludzi. Dlatego że jeżeli nie ma nasłodzenia od zajęć Torą i przykazaniami, jest to znak tego, że nie ma u niego tego szacunku do Stwórcy, jak u tych, którzy otrzymują nasłodzenie i radość od swojej służby wielkim tego świata.

I w momencie, kiedy on odwraca się do Stwórcy, powinien przedtem wyobrazić sobie: „Do kogo zwracam się, z jakim szacunkiem i lękiem zwracam się do Niego, i On przy tym słyszy i patrzy na mnie”.

Na przykład, kiedy człowiek je jakiś placek czy owoc, wiemy, że trzeba wierzyć, że Stwórca stworzył to wszystko, i otrzymujemy nasłodzenie od tego, co On nam przygotował. I za to zwracamy się do Niego, i jesteśmy wdzięczni Mu mówiąc: „Błogosławimy i wychwalamy Ciebie za to nasłodzenie i mówimy: Błogosławiony Ty, Stwórca, tworzący owoc drzewa”.

I człowiek powinien sprawdzić siebie, kiedy zwracał się do Stwórcy, na ile on odczuwał przy tym lęk i szacunek, i co odczuł następnie – jakie wrażenie i natchnienie pozostawiło w nim to zwrócenie się do Stwórcy. Jeżeli naprawdę wierzy, że rozmawiał z Królem, gdzie więc pełnia odczuć i radość, jak napisano: „Jeżeli Ojcem Ja – gdzie szanujący Mnie? I jeżeli Panem Ja – gdzie lękający się Mnie?”

I jeżeli rozpatrywać to w detalach, trzeba rozróżnić w tym działaniu dwa szczegóły:

  1. Człowiek nasładza się owocem, który zjada, i nasłodzenie to odnosi się do zwierzęcego życzenia otrzymywać. Przecież zwierzęta także otrzymują nasłodzenie od jedzenia i picia. I nie trzeba być człowiekiem, żeby otrzymywać takie nasłodzenie, i dlatego ono nazywa się „zwierzęce nasłodzenie”.
  2. Lecz w błogosławieństwie i podziękowaniu oddawanych Stwórcy za to nasłodzenie, trzeba rozróżnić wiele szczegółów. Wychodzi, że drugi szczegół tego działania odnosi się właśnie do człowieka i nie ma miejsca u zwierząt. I tutaj jest wiele szczegółów, ponieważ działanie to odnosi się do człowieka, a u człowieka jest wiele stanów.

Dla przykładu, trzeba rozróżniać siłę wiary człowieka, na ile on wierzy, że wszystkie nasłodzenia pochodzą od Stwórcy. A już w tym trzeba rozróżniać – na ile on wierzy, zwracając się do Stwórcy, że rozmawia właśnie z Nim. Po sile wiary w wielkość i ważność Stwórcy ludzie, rzecz jasna, odróżniają się od siebie nawzajem. I także zgodnie ze stanem, w którym człowiek znajduje się w obecnej chwili, są różnice. Przecież człowiek znajduje się w „ruchu” i może w ten sposób znajdować się w stanach „wzniesień i upadków”. Dlatego w jednym i tym samym człowieku rozróżnia się wiele stanów.

Stąd wychodzi, że w życzeniu otrzymywać nasłodzenie, odnoszącym się do zwierzęcego życzenia, nie można wydzielić niczego szczególnego, ponieważ jest to zwyczajne nasłodzenie. Lecz w nasłodzeniu właściwym człowiekowi istnieje ogromna ilość szczegółów.

Wychodzi, że we właściwym dla człowieka życzeniu otrzymywać nasłodzenie, osnowa otrzymywania tego nasłodzenia nie odnosi się do egoistycznego nasłodzenia, lecz jest charakterystyczna właściwości oddawać, zbudowanej na właściwościach Stwórcy. Czyli cała poruszająca siła, z której on bierze życzenie „pracować”, zależy od Wielkości Stwórcy, a nie od nasłodzenia człowieka samym „owocem”.

To wyjaśnia się tym, że siła nasłodzenia człowieka zależy od tego, na ile on wywyższa Stwórcę, a nie od tego, jakie znaczenie nadaje „owocowi”. I to nazywa się „nasłodzeniem, nie wprost przychodzącym do człowieka”, ponieważ życzenie jego naprawione na oddawanie Stwórcy. I w zgodzie z tym on przedstawia sobie wielkość Króla, i z tej samej przyczyny znajduje się w radości z tego powodu, że dostarcza zadowolenia Jemu, tym samym otrzymując od tego nasłodzenie.

Wychodzi, że otrzymywanie nasłodzenia dopuszcza się tylko w wyżej wyjaśniony sposób. Dlatego że on nie ma zamiaru samonasłodzić się w tym czasie, kiedy służy Królowi, lecz wielkość Króla zobowiązuje go do służby. Wychodzi, że całe dążenie jego – dostarczyć nasłodzenie Królowi, żeby Król był zadowolony. I w taki sposób człowiek sam także się nasładza. Takie nasłodzenie jest dopuszczalne, ponieważ nie ma w nim, jak w egoistycznym nasłodzeniu, wstydu, nazywanego „wstydem otrzymywania”, ponieważ nasłodzenie jego od oddawania, a nie od tego, że otrzymał wprost od Króla i zadowolił się tym.

To nazywa się, że nasłodzenie przychodzi wprost od dającego, i także nazywa się „światłem hochma” przychodzącym do otrzymującego, czyli otrzymujący nasładza się od przyjętego przez niego. I to wymaga naprawienia, nazywanego „zamiar ze względu na oddawanie”.

Lecz jeżeli nasłodzenie jego od oddawania Stwórcy, w tym, że służy Jemu, ono nazywa się przyjmowanie nie wprost, dlatego że on chce dostarczyć zadowolenie Królowi i nie oczekuje zadowolenia i nasłodzenia dla siebie. I o tym powiedziano: „Pracujcie dla Stwórcy w radości”, czyli radość przychodzi do człowieka od tego, że pracuje dla Stwórcy.

Lecz jeżeli pracuje bez radości – to z braku w wierze w Wielkość i Ważność Stwórcy, inaczej by obowiązkowo cieszył się i był w odpowiednim nastroju bez żadnego przygotowania do tego. Czyli człowiek nie powinien martwić się tym, żeby była w nim radość od pracy, on powinien martwić się o przygotowanie siebie, żeby wiedzieć dla kogo on pracuje, na ile On ważny. Trzeba powiedzieć sobie, że jeżeli nie ma radości w pracy – to symptom tego, że jeszcze nie ma pojęcia o Ważności Stwórcy. I wówczas powinien pracować nad swoją wiarą w Wielkość Stwórcy.

To oznacza, że on nie powinien pracować nad tym, żeby była w nim radość od tego, że pracuje dla Stwórcy, lecz powinien przykładać wysiłki – jak osiągnąć Wielkość i Ważność Stwórcy. Czyli wszystko, co on czyni: wysiłki, wypełnianie przykazań – wszystko to z celem stać się godnym zrozumienia Wielkości i Ważności Stwórcy. I w mierze przyjęcia odczucia Wielkości Stwórcy, może w naturalny sposób anulować siebie w stosunku do Niego, i będzie u niego życzenie i dążenie służyć Jemu.

Wszystko, o czym mówiło się dotąd, nazywa się zarodzeniem, ponieważ człowiek powinien wierzyć, że wszystko – od Stwórcy, że właśnie On dał mu teraz myśl i życzenie anulować siebie w stosunku do Niego. I w tym samym czasie powinien popatrzeć na siebie z boku – jak on reaguje na takie „obudzenie”, i wtedy rzecz jasna, że znajdzie tam braki dla naprawienia.

Lecz kiedy widzi, czego tam brakuje, nie może być w radości, dlatego że każdy brak rodzi cierpienie. Do tego zaś, niedobrze na tyle odczuwać braki, zgodnie z zasadą: „W tym miejscu, gdzie nie wystarcza oczyszczenia, jest obecna głupota” i on może spaść z poziomu i osłabnie od tego w pracy.

Dlatego powinien człowiek widzieć siebie doskonałym, czyli że nie ma w nim żadnego braku. I dlatego widzi siebie szczęśliwym w tym życiu i otrzymuje zadowolenie od tego, że jest jeszcze bardzo wielu podobnych mu ludzi, którzy nie nasładzają się życiem, jak on. I jeżeliby mogli odczuć to jego nasłodzenie, jakby oni mu zazdrościli!

Powiedzmy, dla przykładu: Są ludzie osadzeni w więzieniu, gdzie żadnemu z nich nie pozwalają opuścić ścian więzienia, by pooddychać powietrzem na zewnątrz. A jeden człowiek spodobał się naczelnikowi więzienia, lecz nikomu o tym nie wiadomo, i on pozwala mu na godzinę dziennie wychodzić na wolność. I wtedy więzień udaje się obejrzeć swój dom. Lecz potem znowu wraca do miejsca aresztu. I na ile szczęśliwy jest ten człowiek: po pierwsze – obejrzał swój dom, po drugie – kiedy patrzy na innych zamkniętych, siedzących w więzieniu, którym nie dana ta wolność, jakie nasłodzenie i zadowolenie on otrzymuje od tego. Czyli poza tym, że jest u niego własne nasłodzenie, jeszcze otrzymuje nasłodzenie od tego, co poza nim – od tego, że widzi, że u niego jest to, czego nie mają inni. Czyli nasłodzenie to przychodzi z zewnątrz, od tego, że on obserwuje wokół siebie innych, widząc, jak cierpią i jak ciężko innym od tego, że nie uzyskują wolności, którą on ma, i którą się nasładza.

Zgodnie z wyżej powiedzianym wychodzi, że człowiek otrzymuje zadowolenie:

  1. od tego, że sam się nasładza,
  2. od tego, że inni nie mają tego, co on ma. To oznacza, że otrzymuje zadowolenie z zewnątrz.

To znaczy, ponieważ znajdujemy się w więzieniu, podobne do tego, co mówimy w modlitwie na Jom Kippur: „Ludzie, siedzący w ciemności, w cieniu śmierci, doświadczający cierpień, uwalniają się z ciemności i lęku przed śmiercią”. I za nasze grzechy Stwórca oddał nas w „ograniczenie”, gdzie znajdują się wszyscy więźniowie, grzeszący przed Królem, nie widzący żadnego światła i ukarani dożywotnim ograniczeniem.

I oni są oderwani od rodziców, nazywanych „praojcowie świata”, jak było powiedziane poprzez mędrców: „Kiedy działania moje dosięgną działań ojców moich?” Czyli w tym miejscu, gdzie jest więź z „ojcami”, kiedy człowiek zna dobre uczynki „ojców”, można powiedzieć, że on prosi: „Kiedy działania moje zrównają się z działaniami ojców!?” Czyli że i on także będzie miał możliwość dokonywać dobrych uczynków, podobnie do „ojców”. Lecz za grzechy, jak powiedziano: „I za przegrzeszenia nasze wygnani jesteśmy z ziemi naszej”, oddani jesteśmy w miejsce ograniczenia, i nie mamy żadnej więzi ze Stwórcą, żebyśmy mogli powiedzieć, że pragniemy dokonywać uczynków, za pomocą których możemy połączyć się ze Stwórcą.

Wychodzi, że ludzie, osądzeni na dożywotnie ograniczenie, nie widzą światła całe swoje życie, godzą się ze stanem, w którym znajdują się, i przyuczają siebie nasładzać się tylko tym, co daje im naczelnik więzienia. I to przyzwyczajenie prowadzi do tego, że serce zapomina o tym, że było kiedyś życie poza więzieniem, że tam nasładzali się życiem, które wybrali sobie sami i nie powinni byli otrzymywać pożywienia na więziennych warunkach. Ale to wszystko teraz zapomniane.

Wychodzi, że człowiek powinien cieszyć się, że naczelnik więzienia lubi go i dlatego pozostawia mu każdego dnia trochę wolności, żeby mógł opuścić miejsce ograniczenia i nasłodzić się tym, czym nasładzają się wolni ludzie. I jak gdyby on teraz, jak człowiek, który nigdy nie grzeszył przed Królem, idzie do domu i rozmawia ze swoją rodziną, z ukochanymi i bliskimi. Lecz potem znowu powinien wrócić do więzienia. I tak każdego dnia.

Kiedy przychodzi do człowieka życzenie i myśl, by przyjść do beit kneset i trochę pouczyć się i pomodlić, powinien odrobinę odczuć, że istnieje duchowe życie, i że w końcu wierzy w to. Ta wiara nazywa się: „Niewielkie odczucie duchowego, otrzymanego małym świeceniem z daleka”.

On jest daleki jeszcze do podobieństwa właściwości ze Stwórcą, i dlatego że grzeszył, wykorzystując swój egoizm, nazywany „przeciwieństwem właściwości”, i sąd postanowił dożywotnio osadzić go w więzieniu. „Więzienie” – dlatego że nie ma tam życia duchowego, i jest to miejsce dla przestępców, którzy grzeszyli przed Królem. Lecz on spodobał się naczelnikowi więzienia, i dlatego daje mu myśl i życzenie nasłodzić się „życiem wolnych ludzi” – właściwością nazywaną „człowiek”, jak napisano: „Wy nazywacie się ludźmi, a nie narody świata nazywają się ludźmi”, dlatego że nasładzacie się pokarmem ludzi, nazywanym „duchowe życie”, dlatego że związani jesteście z Królem, wywyższonym nad wszystkimi narodami, czyli odczuwacie, że zwracacie się do Króla”.

I kiedy widzi człowiek, że spodobał się naczelnikowi więzienia, i on daje mu na jakiś czas wolność, to chociaż wie, że upadnie w niski stan i będzie zmuszony powrócić do więzienia, nie patrząc na to, nawet znajdując się w więzieniu, cieszy się, dlatego że pamięta z przeszłości, że bywają wzniesienia i upadki.

Dlatego nawet kiedy zawracają go do więzienia, on mimo wszystko wie, że czasem zyskuje łaskę w oczach naczelnika więzienia i kiedy on zapewni mu na jakiś czas wolność, w tym krótkim czasie może widzieć swoich bliskich i próbować uzyskać od nich, żeby całkiem go zwolnili.

To oznacza, że nawet w niskim stanie czasem przychodzi do niego myśl, że już przyzwyczaił się, kiedy wyciągają go z życzeń grzeszników, pogrążonych w swój egoizm. I potem, kiedy otrzymuje zew z góry, w co on wierzy, to myśli i życzenia jego niskiego stanu wywołują w nim odczucie, że nie ma żadnej możliwości wyjść kiedykolwiek z egoizmu, dlatego że widzi sprzeciw swojego ciała.

I za każdym razem opór ten obłacza się w inne formy, tak że jedna pretensja nie jest podobna do drugiej. Lecz jedno w nich jednakowe – wszystkie one dają mu do zrozumienia, że bardzo trudno i praktycznie niemożliwe, by człowiek w tym świecie uwolnił się od nich.

Lecz mimo wszystko widzi, że kiedy przychodzi do niego pomoc z góry, zapomina wszystkie ich pretensje, jak gdyby ich nigdy nie było w świecie, i chce teraz tylko jednego – anulować siebie w stosunku do Stwórcy. I właśnie teraz odczuwa w tym nasłodzenie.

I dlatego, jeżeli człowiek chociażby niewiele odczuwa duchowe, może cieszyć się i być przekonanym z dwóch powodów:

  1. Od tego, że wyszedł na wolność i nasładza się tym, że wyszedł z więzienia.
  2. I dlatego, że nasładza się, widząc, że wszyscy znajdują się w więzieniu. I on patrzy na nich z żalem. I kiedy chce poprosić o miłosierdzie dla nich, żeby Stwórca dał im rozkaz wyjść z ograniczenia.

Z powiedzianego zrozumiemy, że w czasie zarodzenia, kiedy on znajduje się tylko w małym stanie, i z trudem może wypełniać Torę i przykazania, choć z jakimś zamiarem, powinien wierzyć, że jest w tym większa ważność – w tym, że Stwórca dał mu możliwość wyjść z całej ogólnej masy ludzi w świecie, u których nie ma żadnej więzi z duchowym, i wszystkie ich dążenia tylko do zwierzęcych nasłodzeń, i tym, czym żyją i jedzą zwierzęta, zadowalają się i oni.

A ich stosunek do duchowego polega na tym, że oni są dumni, że nie są na tyle głupi, jak wierzący, mówiący, że życie duchowe istnieje, ale wiedzą, że prawda jest po ich stronie i mówią sobie: „My najmądrzejsi w pokoleniu z tego powodu, że nie wierzymy w duchowe, lecz cel całego naszego życia – tylko materialne”.

I wiedzą na całe sto procent, że nie ma niczego duchowego w świecie, wierzą w to na tyle, że chcą wpłynąć na wierzących, żeby i oni także wiedzieli, że jasność rozumu przejawia się w uświadomieniu tego, że nie ma duchowego, a jest tylko materialne – podobnie jak i wszystkie zwierzęta.

A są jeszcze więksi „przemądrzali”, dochodzący do wniosku, że akurat nie ma innego życia na świecie, oprócz zwierzęcego, dlatego zabronionym jest używać do jedzenia istot żywych, ponieważ nie ma u ludzi wyższego celu, niż u wszystkiego zwierzęcego. I jeżeli tak jest, dlaczego więc jemy je, przecież jesteśmy z nimi na jednym poziomie i cel u nas jest jeden?

Z tego wynika, że z jednej strony człowiek powinien cenić myśl i życzenie, wypełniać proste działania bez osądzenia i zrozumienia ich, lecz czynić wszystko ponad swój rozum. I wierzyć, że życzenie to – choć odrobinę wypełniać Torę i przykazania, także dał mu Stwórca, ponieważ spodobał się Mu. I nie wie, czy on jest godniejszy od pozostałych, których Stwórca opuścił pogrążonymi w materialne życie, lecz wyciągnął go z masy ogólnej ludzi, jak zdarzyło się wyżej w przykładzie z więzieniem.

I to powinno przynieść jemu odczucie radości i doskonałości. I ponieważ odczuwa doskonałość, może wykazać jeszcze większą wdzięczność za to Stwórcy. I jak powiedział Baal ha Sulam: „Na miarę wdzięczności człowieka dla Stwórcy za to, że odrobinę zbliża go, na miarę tego natychmiast otrzymuje pomoc z góry”.

I to można wyjaśnić: Jeżeli człowiek rozumie, że trzeba dziękować Stwórcy nie dlatego, że Stwórca potrzebuje tego, żeby Jemu dziękować, jak zwyczajnemu człowiekowi, na tyle on na początku obmyśla: „Jaka jest miara wdzięczności, którą Jemu powinienem oddać”. Ponieważ istnieje prawo: „Na ile doceniają otrzymywane, na tyle i dziękują za to”.

Na przykład, jeżeli człowiek pomógł komuś, u kogo nie było miejsca pracy, żeby wyżywić się, a on biegał i bardzo starał się dla niego, i znalazł mu miejsce pracy, rzecz jasna wdzięczność tego człowieka jest wielka. Inny przykład: Człowiek dokonał jakiegoś przestępstwa wobec władzy, sędzia skazał go na dwadzieścia lat więzienia i on zmuszony zostawić swoją rodzinę, córki i synów, których trzeba ożenić. I on dopiero co kupił fabrykę, do której powinien przyjąć setkę pracowników, a póki co przyjął tylko pięćdziesiąt. I za naruszenie, na którym złapała go władza, powinien spędzić dwadzieścia lat w więzieniu. I martwi się, co będzie z jego wszystkimi planami i całą jego rodziną, kiedy będzie oddzielony od świata. I mówi wówczas w sercu: „Lepiej umrzeć, niż tak żyć – znajdować się w więzieniu i o wszystko martwić się”.

I oto przyszedł do niego pewien człowiek i dał mu radę, za pomocą której on wyszedł na wolność i usprawiedliwił się ze wszystkich przewinień. Oczywiście, on zaczyna myśleć – czym ja mogę odpłacić temu człowiekowi, ratującemu moje życie. I rzecz jasna, ma wówczas tylko jedno zmartwienie: W jaki sposób mogę przyjść do tego człowieka, otworzyć mu swoje serce – ponieważ cały jestem wdzięczny mu i wychwalam go, jak napisano: „Cała istota moja wzniesie pieśń i wychwalenie dla tego człowieka”.

Wychodzi, że niezbędność w odwzajemnieniu się doprowadza go do tego, że zaczyna rozważać: „Na ile jest duże dane mi przez niego wybawienie, żeby wiedzieć, jak odwzajemnić się jemu?”

I to znaczy, że od tego jak dziękuje człowiek Stwórcy, zależy na ile ważne jest dla niego, żeby wyciągnęli go na mgnięcie z „ograniczenia”, żeby „odetchnął odrobinę świeżym powietrzem” z duchowego świata.

Wychodzi z powiedzianego, że dali człowiekowi upaść w taki stan, ponieważ nie doceniał zbliżenia do Stwórcy. A nieumiejętność docenić doprowadziła go do potrzeby bliskości, jak powiedziano poprzez mędrców: „Kto jest głupcem? – Tracący to, co mu dali”. To znaczy, że nie ma on rozumu, by ocenić miarę zbliżenia do Tory i przykazań. Czyli człowiek powinien wierzyć, że nawet niewielka część w Torze i przykazaniach jest skrajnie ważna, nie patrząc na to, że on nie odczuwa jeszcze jej ważności.

Wychodzi, że wierzy w to, czego nie może odczuć i zrozumieć. Wtedy powinien wierzyć w powiedziane nam przez kabbalistów, wierzyć, „że to właśnie tak”. Czyli wierzyć w to, co nauczyciele mówią, a nie w to, co my odczuwamy. Ponieważ jeszcze nie na tyle naprawione są nasze odczucia, żeby cały czas odczuwać, że wszystko zwrócone jest do Króla, że wszystko jest proste, kiedy wie, że zwraca się do Króla, i nie czuje żadnej niezbędności przygotowywać się, żeby odczuć ważność Króla. Dlatego że jest to w naszej przyrodzie i nie ma potrzeby nad tym pracować.

W czym więc jest przyczyna tego, że nie ma lęku człowiek, kiedy wypowiada słowa Tory, chociaż wierzy, że ona dana przez Stwórcę? A przyczyna jest w tym, że nie ma u niego jeszcze pełnej wiary – takiej, żeby była podobna ścisłemu zrozumieniu. Nie ma jeszcze dostatecznej wiary u niego. I powinien pracować na nią, nad tym, jak zwraca się do wielkiego Stwórcy. A odczucie – to jest to, co przychodzi samo z siebie. Ono – tylko skutek czegoś nowego, odczuwanego przez człowieka. Wychodzi, że główne – praca nad wiarą, żeby uwierzył w Wielkość Stwórcy.

I to jest to, co powiedziano w Księdze Zohar, że człowiek powinien modlić się o „Szhinę, znajdującą się na wygnaniu”. A my nie rozumiemy ważności tego, do kogo modlimy się i do kogo zwracamy się ze słowami podziękowania. I nie zastanawiamy się nad tym, żeby ocenić – czyje przykazania wykonujemy. I wszystko to nazywa się „Szhina na wygnaniu”. I dlatego nie odczuwamy smaku w wykonywaniu Tory i przykazań, ponieważ jest prawo: „Małoznaczący człowiek nie doprowadza do zdenerwowania”.

Z powiedzianego wynika, że człowiek powinien pracować dla Stwórcy z radością. Czyli w jakim by położeniu nie znajdował się, nawet w najniższym stanie, nie odczuwając przy tym żadnego smaku w nauce Tory i przykazań, wszystko jedno, powinien wyobrazić sobie, że cały czas wypełnia przykazanie, stawiając wiarę ponad wiedzę. To znaczy, że nie zwracając uwagi na to, że ciało pokazuje mu jego nikczemny stan, pomimo wszystko może zebrać się na siłach i powiedzieć: „To, że ja mogę wypełniać Torę i przykazania bez żadnego zamiaru, to już samo z siebie jest bardzo ważne”. W rzeczy samej on wypełnia wszystko w działaniach, lecz nie wystarcza mu zamiaru. Lecz jeżeliby on miał dobry zamiar, ciało byłoby połączone z nim i on odczuwałby siebie doskonałym człowiekiem.

A teraz ciało jeszcze nie może nasładzać się Torą i przykazaniami. Jeżeli tak, czego więc nie otrzymuje? – Tylko nasłodzenia ciała. I ponieważ człowiek chce pracować nie ze względu na siebie, a w imię wyższego celu, wychodzi, że właśnie teraz, kiedy ciało nie nasładza się, on może najpełniej pracować ze względu na oddawanie.I jeżeli on wierzy ponad swój rozum, że tak jest, takie przezwyciężenie nazywa się „pobudzeniem z dołu”. I w ślad za tym zobowiązany on jest otrzymać życiowe siły, ponieważ teraz w tym momencie zlał się ze Stwórcą i pragnie pracować dla Stwórcy bez otrzymania czegokolwiek w zamian.

Lecz jeżeli nie może iść powyżej wiedzy, to przychodzą do niego dwaj strażnicy i zamykają go do więzienia razem ze wszystkimi grzeszącymi przed Królem. I ci dwaj strażnicy to – rozum i serce. I wtedy osądzają go na wyznaczony czas, a następnie wypuszczają odrobinę na wolność i patrzą, jak sobie radzi. I tak wszystko to odbywa się, aż nie ulitują się nad nim z góry i nie wypuszczą go z więzienia na wolność na zawsze.

Wychodzi, że niezbędne są dwa warunki:

  1. siła tworząca, czyli mały stan;
  2. siła ograniczająca, żeby nie było poronienia, czyli żeby nie naruszyć procesu zarodzenia.

Siła tworząca potrzebna jest dlatego, że istnieje prawo: „Nie ma światła bez kli, czyli nie ma napełnienia bez braku”. Dlatego, jeżeli nie ma małego stanu, nigdy nie będzie i wielkiego.

Lecz potrzebne są siły, żeby wytrzymać cierpienia, ponieważ boli go dlatego, że nie ma u niego odczucia doskonałości. I wiadomo, że trudno znieść cierpienia. I kiedy nie widzi końca tych cierpień – ucieknie z pola walki. Wychodzi, że trzeba dać mu odczucie doskonałości, żeby mógł trzymać się i nie uciec od walki o istnienie. Lecz powiedzieć mu nieprawdy nie można, żeby mógł oszukiwać siebie mówiąc, że on jest niewinny, dlatego że „kłamca nie stanie przed oczami Moimi”.

Dlatego mówią człowiekowi: Widzisz, że niby wszyscy siedzą w więzieniu i zapominają nawet, że mają rodziców i bliskich – ludzie zajmujący się Torą i przykazaniami. I wszystko przez nich jest zapomniane. I myślą, że nie ma w świecie innych ludzi, oprócz siedzących w ograniczeniu. I naczelnik więzienia panuje nad nimi. Czyli ukarani są przez to, że znajdują się pod władzą zła. I postępujący przeciwko ich rozumowi przyjmują ich za wariatów, dlatego że porzucają materialne życie w więzieniu z jego nasłodzeniami i idą prosić o coś ponad wiedzę, czyli wierzą, że jest jeszcze większe nasłodzenie, niż nasłodzenie od materialnego życia.

I on podsumowując widzi, że stał się godny wielkiej zasługi w tym, że spodobał się Stwórcy. I Stwórca wzniósł go na określony czas nad materialnym życiem i dał pooddychać odrobinę „duchowym powietrzem”. Jak szczęśliwy powinien on być w tym czasie, kiedy patrzy na wszystko w dół porównując ze sobą. I taki stan nazywa się „prawdziwa doskonałość”. Przecież w codziennym życiu cenimy czasową wolność i ile radości dostarcza człowiekowi to, iż widzi, że zyskał miłosierdzie w oczach naczelnika więzienia, a wszyscy zamknięci nie stali się godni tego.

I to pomimo tego, że doskonałość to w rzeczywistości prawda, lecz człowiek pomimo wszystko powinien stracić wielkie wysiłki, żeby ocenić to. I niezbędnym jest wywyższyć, podnieść poziom ważności tej pracy, chociażby tym, żeby docenić także daną niewielką możliwość służyć duchowemu, i wtedy stać się godnym powiększenia odczucia ważności tej pracy. Dopóki nie powie człowiek: „Nie ma u mnie żadnej możliwości prawdziwie ocenić ważności służenia Królowi”. I to nazywa się „zarodzenie”.

A zarodzeniem nazywa się dlatego, że inicjatywa wychodzi od Wyższego. Lecz w przygotowawczym stadium, zanim człowiek staje się godny wejść do pałacu Króla (i w nim nazywa się „zarodzenie”, w rezultacie którego on staje się godny światła NaRaNHa’J de-nefesz), jest wiele wzniesień i upadków. Lecz wszystko to odnosi się do właściwości zarodzenia, czyli wszystko wychodzi od Wyższego.

Skarmianie (jenika) – w przygotowawczym stadium nazywa się etap, kiedy człowiek sam pobudza się i chce otrzymać „pokarm” poprzez nauczyciela i księgi, kiedy on „karmi się” czymś duchowym, żeby ożywić swoją duszę duchowym życiem. I kiedy zajmuje się Torą i przykazaniami, to stara się wyciągnąć z nich źródło światła Tory, i to zawraca go do tego źródła, jak powiedzieli mędrcy: „Ja stworzyłem zły początek, Ja stworzyłem i Torę dla jego naprawienia”.

Lecz żeby otrzymać światło Tory, trzeba posiadać wiarę, jak napisano w przedmowie do Księgi Zohar. Dlatego że, kiedy wierzy w Stwórcę i Jego Torę, chce połączyć się z Nim. Lecz człowiek widzi, że to niemożliwe z przyczyny zła w nim – życzenia otrzymywać, właściwości prowadzącej do oddalenia go od Stwórcy.

I dlatego jego wiara także nie jest stała, jak pisał Baal ha Sulam: „Nie może światło wiary znajdować się stale w człowieku, dlatego że człowiek nie znajduje się stale w lęku przed tym, że może i nie będzie u niego tej możliwości naprawić swoich właściwości na oddawanie, lecz wyniknie życzenie otrzymywać dla siebie, stające się różnym od właściwości Stwórcy”.

W wyniku tego, nie może być w nim „wiara znajdująca się stale”, jeżeli nie ma zlania się, nazywanego „jednością właściwości”. Lecz jak zastosować tę siłę, żeby stało się możliwym pokonać swoja przyrodę, która przeciwna właściwościom Stwórcy? Na to powiedzieli mędrcy (Psahim 50): „Niech zawsze zajmuje się człowiek Torą i przykazaniami, nawet póki jeszcze „nie ze względu na Nią”, dlatego że od tego przyjdzie do „ze względu na Nią”, ponieważ świecenie Jej zawraca go do Źródła”.

Wychodzi, że świecenie zamknięte w Torze to jest to, co zawraca człowieka do Stwórcy. Lecz powiedziane to o tym, komu rzeczywiście niezbędne jest to świecenie, żeby powróciło go do Stwórcy. Czyli żeby mógł naprawić swoje działania na oddawanie. To oznacza, że kiedy będzie u niego nierozerwalna więź ze Stwórcą, wtedy stanie się godny stałej wiary.

Lecz jeżeli człowiek, który nie martwi się o to, że nie ma u niego pełnej wiary i uczy się Tory nie dla czegoś innego, a tylko dla możliwości wyciągnąć z tego nasłodzenie, nasyca swoje egoistyczne życzenia i nie martwi się o oddawanie – taki człowiek nie ma niezbędności w świeceniu Tory, dającej możliwość powrócić do Stwórcy, dającej siły naprawić swoje działania, żeby były naprawione tylko dla dostarczenia radości Stworzycielowi, co i nazywa się zlaniem się ze Stwórcą, za pośrednictwem którego staje się on godny stałej wiary.

Lecz jeżeli nie ma u niego braku w stałej wierze, i nie ma u niego potrzeby do zjednoczenia, a tylko do tego, że on sam pragnie stać się godnym światła, i nie dlatego, że światło Tory schodzi od Wyższego i jest w tym świeceniu dobro i nasłodzenie – to znaczy, że on dąży do światła nie dlatego, żeby otrzymać pomoc w odmianie swojego życzenia otrzymywać w życzenie oddawać, a chce, żeby światło uczyniło działanie odwrotne do swego przeznaczenia. Dlatego że światło przychodzi, żeby powrócić do swojego źródła, jak napisano (Teelim 45): „Przepełniło się moje serce dobrem… Wszystkie działania moje ze względu na Stwórcę!”. Czyli dobrem nazywa się to, za pośrednictwem czego człowiek staje się godny życzeń oddawać.

Lecz jeżeli człowiek chce otrzymać światło, żeby nasłodzić się nim ze względu na siebie, to światło jeszcze bardziej powiększy jego egoizm. I otrzyma takie działanie, które w rzeczywistości odwrotne do tego, co powinno dać światło. I dlatego światło nie przyjdzie do niego.

W „Przedmowie do Talmudu dziesięciu sfirot” (p.16) napisano tak: „Nie ma co człowiek mieć nadziei, że zajęcia Torą i przykazaniami „nie ze względu na Nią” (lo-liszma) przyprowadzą go do „ze względu na Nią (liszma)”. Tylko wtedy, kiedy on poznaje duszę, że stał się godny wiary w Stwórcę i Torę Jego jak należy, wtedy tylko świecenie znajdujące się w Niej powróci go do Stwórcy, i stanie się godny „dnia Stwórcy”, który cały jest światłem. Dlatego że wiara podświetla oczy człowieka, żeby nasłodziły się światłem Jego, dopóki światło zamknięte w Torze nie powróci go do jego Źródła… A nie odwrotnie – oślepiają się oczy ich światłem Stwórcy”.

I trzeba wyjaśnić, że światło wiary otwiera się tym, u kogo jest wiara. I zgodnie z tym, co wyjaśniliśmy: ci, którzy stali się godni stałej wiary – jest już u nich całe dobro. Wyjaśnia rabi Jehuda Aszlag napisane: „Dający mądrym mądrość”. Przecież to niezrozumiałe, należało powiedzieć: „Dający mądrość głupim”. I on wyjaśnił: „Ponieważ nie ma światła bez naprawionego życzenia, nie można dać mądrości głupcom, ponieważ nie ma u nich niezbędności.” Dający mądrość mądrym – czyli temu, u kogo jest życzenie stać się mądrym, kiedy jest u niego kli – pojemnik, on może otrzymać napełnienie, dlatego że nie ma napełnienia bez braku”.

Zgodnie z tym powinniśmy wyjaśnić i to, co odnosi się do wiary. Człowiek ma potrzebę w wierze, dlatego że widzi, że nie ma jej, a jest tylko cząstkowa wiara, jak powiedziano Przedmowie do TES (p.16): „Ten, kto dąży, żeby była jego wiara pełna, nazywa się już posiadającym wiarę”. To oznacza, że jest u niego życzenie i niezbędność w świetle wiary. Właśnie tym ludziom, poszukującym wiary, otwiera się światło Tory. O tym napisano: „Wiara oczyszcza oczy człowieka, żeby nasłodziły się światłem Stwórcy, dopóki światło zamknięte w Torze nie zawróci go do Stwórcy”.

Z powiedzianego wynika, że właściwością zarodzenia nazywa się ten stan, kiedy człowiek otrzymuje pobudzenie z góry. I jak w materialnym początek zależy od rodziców, tak samo i tutaj zarodzenie zależy od zewu z góry, kiedy wzywają człowieka, by powrócił do swojego korzenia. I wtedy zaczyna zastanawiać się i myśleć inaczej. I wszystkie życzenia, znajdujące się w nim do pobudzenia, zniknęły i nie przypominają się.

A właściwością „skarmianie” nazywa się stan, kiedy on sam zaczyna szukać, jaki „pokarm” otrzymać od ksiąg i nauczycieli, i chce przyjąć w siebie światło, żeby pojawiła się możliwość zlać się ze Stwórcą i stać się godnym pełnej wiary.