Powiedziano w Miszlej (15:27): „I nienawidzący prezentów – będzie żył…” Z tego wychodzi, że otrzymując prezenty człowiek skazuje siebie na śmierć? Jak zatem wytłumaczyć, że w całym świecie jest przyjęte dawać jeden drugiemu prezenty? Razem z tym, wtedy nie jest zrozumiane powiedziane przez Stwórcę do Mosze: „Dobry prezent chroni się w domu Moim i imię jego Szabat. Proszę ciebie, przekaż go narodowi Israela. Idź i powiedz im to.”
Widzimy, że jeden człowiek może poprosić innego o jałmużnę, lecz nigdy nie widziano, by człowiek prosił drugiego o prezent. Na przykład, przed świętem Pesach człowiek powinien nabyć sobie macę, wino, itd. W tym celu on idzie do starosty synagogi lub do jakiegoś bogatego człowieka i prosi go, by pomógł mu nabyć niezbędne rzeczy na Pesach, tłumacząc się swoim ciężkim stanem materialny, w którym się znajduje.
Lecz nigdy nie widzieliśmy, żeby człowiek prosił, aby dać jemu prezent. Bywa, na przykład, że jeżeli żona prosi męża, by ten kupił jej na Pesach pierścionek z diamentem o wartości nie mniej niż 200 dolarów, to mąż idzie w tym wypadku do swojego przyjaciela i opowiada mu, że znajduje się teraz w ciężkim stanie i nie ma możliwości kupić żonie takiego pierścionka. Dlatego prosi przyjaciela, żeby ten dał mu w prezencie pieniądze, za które on kupi swojej żonie pierścionek. Lecz nigdy nie słyszeliśmy, żeby w jakimkolwiek mieście był starosta od wydawania prezentów, czyli żeby wydawał jałmużnę i prezenty.
Wiadomo, że w świecie przyjętym jest dawać prezenty, a nie prosić o nie. Na przykład, kiedy jeden człowiek lubi drugiego, to on pragnie jemu uczynić przyjemność i z tego powodu daje mu prezent. Lecz to nie oznacza, że w mieście powinno być specjalne miejsce, gdzie wydają prezenty.
A teraz wyjaśnijmy prawdziwą przyczynę tego, dlaczego o prezenty nie proszą, a o jałmużnę przyjęto prosić. I dlaczego przyjętym jest w każdym mieście pomagać potrzebującym, żeby oni mieli za co żyć. To jest przyjęte również w każdym państwie, gdzie istnieje specjalny urząd, który dba o potrzebujących.
Przyczyna tego jest bardzo prosta: istnieje różnica pomiędzy tym, co jest niezbędne człowiekowi, i tym, co jest dla niego nadmiarem.
Niezbędnym nazywa się to, bez czego człowiek nie może przeżyć, czyli jeżeli nie otrzymuje potrzebnej pomocy, to nie może istnieć. I o tym powiedzieli mędrcy: „Ten, kto pomaga istnieć chociażby jednej duszy, tak jakby pomaga istnieć całemu światu”. I tu mówi się o niezbędności, dlatego że bez niej nie można istnieć. Dlatego człowiek, prosząc o pomoc, we wszystkim ustępuje, „gdyż wszystko, co jest u człowieka, on odda, żeby uratować swoje życie”. Dlatego człowiek nie wstydzi się prosić o jałmużnę, kiedy chodzi o uratowanie jego życia, w tej lub innej mierze. Jak również dający jałmużnę rozumie niezbędność w tym, co on daje.
Jeżeli pytanie o uratowanie życia postawione jest bardzo ostro, i potrzebujący krzyczy na cały głos o pomoc, to dający również mocno martwi się o niego. A kiedy stan potrzebującego nie jest aż tak zły, to i dający nie bardzo martwi się o niego. Dlatego że wszystko zależy od poziomu niezbędności. Lecz w odróżnieniu od tej sytuacji, kiedy mówi się o nadmiarze, to proszący wstydzi się prosić, i dający nie słyszy proszącego o nadmiar. Dlatego my rozróżniamy pomiędzy tym, co jest niezbędne, i tym, co jest nadmiarem.
Dlatego tylko jeżeli proszą o jałmużnę, to otrzymują ją. Stąd wniosek: jałmużnę daje się wychodząc z życzenia niższego, czyli proszącego, który odczuwa brak. To oznacza, że kiedy proszący widzi, że on nie może istnieć bez pomocy dającego, to on nie wstydzi się, idzie i uniża siebie, prosząc o jałmużnę, gdyż nie ma on innego wyboru.
I odwrotnie, w odróżnieniu od jałmużny, prezent daje się według życzenia dającego. Czyli jeżeli dający pragnie otworzyć swoją miłość do tego, kogo on lubi, to daje mu prezent. Stąd wniosek: prezent jest dawany wychodząc z życzenia wyższego – dającego, a jałmużna – z prośby otrzymującego. Dlatego otrzymujący powinien pokazać dającemu, na ile on potrzebuje jałmużny, o którą prosi. I w tej mierze, w jakiej otrzymuje, w jakiej może pokazać dającemu ważność i niezbędność pomocy, w tej samej mierze on może otrzymać ją od dającego.
I główna przyczyna, jak uczyliśmy się, jest w tym, że jeżeli korzystamy z tego, czego nie ma w korzeniu, to odczuwamy cierpienie, jak powiedziano w „Talmudzie dziesięciu sfirot” (część 1 punkt 19): „Natura każdej gałęzi pragnienie upodobnić się do swojego korzenia. Dlatego wszystko, co znajduje się w korzeniu, jest przyjmowane przez gałąź jak dobre, i odwrotnie, wszystko czego nie ma w korzeniu, jest przyjmowanie przez gałąź jak nieprzyjemne, wywołujące odczucie cierpienia i nienawiści, pobudzając ją oddalić się”.
Wychodząc z tego widzimy, że ponieważ w korzeniu nie ma pragnienia do otrzymywania, to człowiek otrzymując odczuwa wstyd i cierpienie. Lecz kiedy mówi się o uratowaniu życia, i człowiek bardzo potrzebuje pomocy od swojego przyjaciela, to określa się to jako niezbędne, gdyż nie ma on innego wyboru. Lecz uratowanie życia również włącza w siebie kilka znaczeń. I jeżeli jakakolwiek rzecz jest niezbędna, człowiek zmuszony jest cierpieć od wstydu i prosić o pomoc.
Jednak pojęcie niezbędności u każdego człowieka jest indywidualne, różne, w tej lub innej mierze. Tak, jeżeli coś u jednego określa się jako zbędne, to u drugiego to samo uważa się niezbędnym, dlatego zawsze trudno dokładnie oddzielić zbędne od niezbędnego. Rzecz jasna można dopuścić, że jeżeli bez jakiejkolwiek rzeczy człowiek może się obejść, to taką rzecz uważa się jako nadmiar, a jeżeli odwrotnie, nie może przeżyć – to ona jest niezbędna. Lecz sprawdzić wszystko na sto procent jest niemożliwe.
I odnośnie tego jest pokazany przykład w Talmudzie (Ktubot, 27): „Zapytali się rabiego Nehemija: Co ty jesz? On odpowiedział: tłuste mięso i stare wino. Powiedzieli jemu: Jedz jak wszyscy – soczewicę. On jadł soczewicę i zmarł”. Z tego przykładu widzimy, że tłuste mięso i stare wino było uważane przez ludzi za nadmiar, lecz u rabiego Nehemija to było niezbędnością, gdyż bez tego on nie mógł przeżyć. W dodatku do tego można pokazać jeszcze jeden przykład z Tory (Dewarim 15), gdzie powiedziano: „Daj według miary potrzeby jego, w czym on odczuwa niezbędność…”
„Daj według miary potrzeby jego” oznacza – daj biednemu zarobić niezbędne jemu, „w czym on ma niezbędność” – zabezpiecz niezbędne bogaczowi, który stał się biednym. Nawet jeżeli będzie potrzebne w tym celu „posadzić na koniu i dać niewolnika, żeby biegł przed nim”. „Opowiadał o tym mędrzec Gillej, że on dał Tuwiji, który zbiedniał, konia i niewolnika, który powinien był biec przed nim. Jednak okazało się, że nie było niewolnika na miejscu i mędrzec Gillej sam biegł zamiast niewolnika całe trzy mile”.
Z wyżej opisanego można zrozumieć powiedziane w Torze: „Daj na miarę potrzeby jego, co jest jego potrzebą”. To oznacza, że wszystko zależy od wielkości odczucia tego, czego brakuje, i nie dotyczy nadmiaru. Tak w przykładzie z Tuwijejem, który stał się biednym – to, co on otrzymał, nazywa się jałmużną, czyli niezbędne, bez względu na to, że był to koń i biegnący przed nim niewolnik. Jednak nie możemy sprawdzić granicy i powiedzieć, że do tej pory to nazywa się niezbędne, a to, co ponad to, już nazywa się nadmiarem. Dlatego że jeden człowiek będzie prosić o jakąś rzecz jako jałmużnę, a dla innego ona będzie uważana za nadmiar.
Innymi słowy, potrzebujący przy prośbie o jałmużnę nie odczuwa wstydu, gdyż uważa to za niezbędność. Lecz ponieważ charaktery u wszystkich ludzi są inne, nie możemy zobaczyć różnicy pomiędzy jałmużną a prezentem, który uważany jest za nadmiar. Dlatego że u każdego człowieka istnieje inna miara określenia tego, co u niego uważane jest za niezbędność, a co za nadmiar, czyli bez czego on może się obejść. I jeżeli on uważa, że bez tego on może przeżyć, wtedy nie ma on sił prosić o to u swojego bliźniego, gdyż to będzie nazywać się prezentem, a on jest dawany wyłącznie wtedy, gdy dający tego zechce. Lecz w rzeczywistości określić czy jest to prośba o jałmużnę czy prezent, może wyłącznie Stwórca, gdyż On w rzeczywistości wie, czego potrzebuje człowiek, czyli gdzie jest granica pomiędzy niezbędnym i nadmiarem.
A teraz omówimy te pojęcia wewnętrzną mową pracy człowieka, kiedy człowiek modli się do Stwórcy, żeby On pomógł mu w jego pracy.
Na przykład, człowiek prosi u Stwórcy o jałmużnę, czyli prosi o samo niezbędne, odczuwając siebie gołym i pozbawionym wszystkiego, mówiąc do Stwórcy, że nie ma u niego żadnego smaku do życia, jak również do Tory i przykazań. Oprócz tego on odczuwa, że u niego nie ma nawet początku prawdy, i wszystkie jego działania zbudowane są na podstawie kłamstwa. Czyli osnowa wszystkich jego działań do osiągnięcia świętości zbudowana jest na egoizmie. Dlatego człowiek odczuwa, że z każdym dniem idzie do tyłu, zamiast poruszać się do przodu. I jednocześnie on widzi, że na początku swojej pracy dla Stwórcy on odczuwał więcej sensu w Torze i w samej pracy. I to było dlatego, że za pomocą Tory i pracy dla Stwórcy on chciał oddalić się od nikczemności tego świata i zlać się ze Stwórcą, Torą i przykazaniami. I to uczyniłoby go szczęśliwym i dałoby mu smak w życiu. I pragnienie to było wtedy bardzo silne.
A teraz on nie rozumie, skąd wzięły się u niego wtedy tamte siły. Jeżeliby teraz, w jego dzisiejszym stanie, przyszedł do niego człowiek i powiedział – oddal się od chaosu tego świata i zacznij pracować dla Stwórcy, to rzecz jasna już nie mógłby słuchać jego głosu ani rozumem, ani sercem. I teraz on zmuszony jest powiedzieć sobie, że wtedy była u niego wiara i pewność, a teraz on oddalony jest od tego wszystkiego. I cały ten czas, kiedy on przykładał wysiłki, niezbędnym były one dlatego, żeby on zbliżył się do prawdy, czyli zlania się ze Stwórcą, do którego on pragnął. Lecz teraz on znajduje się w stanie „ostatnich dziesięciu stopni”, czyli teraz brakuje mu natchnienia i odczucia ważności Tory.
Razem z tym brakuje mu teraz pragnienia modlić się, dlatego że jego ciało pyta go: „Co będziesz z tego miał, że będziesz się modlić? Czyżbyś sam nie widział, że za każdym razem, kiedy chcesz przyłożyć coraz większe wysiłki, to upadasz coraz niżej, więc po co potrzebna taka praca?”
Dlatego jak może człowiek przykładać wysiłki w tym miejscu, gdzie on widzi, że niemożliwym jest poruszać się ani na krok do przodu? Wiemy, że odpoczynek przynosi człowiekowi nasłodzenie, i on nie jest w stanie wymienić odpoczynku na nic innego, jeżeli to inne nie przynosi jemu jeszcze większego nasłodzenia, czyli on może zrezygnować z odpoczynku, lecz nie za darmo.
A wtenczas, kiedy on widzi, że za pomocą przyłożonych wysiłków nic nie zarobił, natychmiast padają u niego siły w jego pracy, i on nie jest w stanie niczego uczynić. Wtedy człowiek patrzy na siebie i mówi: „A co jeżeliby przyszedł do mnie ktokolwiek i powiedział: „Wiedz, że za jakiś czas ty się zmartwisz, gdyż nie poruszasz się do przodu, a odwrotnie, z każdym rokiem będziesz jeszcze w bardziej niskim stanie niż teraz. I bez względu na to, ty jednak chcesz pracować dla Stwórcy, żeby osiągnąć cel stworzenia, dla którego byłeś stworzony? A ja mówię tobie, że szkoda twoich wszystkich wysiłków, przecież znam wielu ludzi, którzy myśleli tak samo jak ty, że jeżeli przyłożyć odrobinę wysiłków, to natychmiast zobaczysz plony swoich działań w poruszaniu się w pracy dla Stwórcy.”
I wtedy człowiek odpowiedziałby jemu, że on podobny jest do zwiadowcy, który zbluźnił ziemię Israela, jak wyjaśnia się w Księdze Zohar (Szelach 22): „I powrócili z ziemi Israela…” „I powrócili” – oznacza, że powrócili do złego, zeszli z prawdziwej drogi, mówiąc: „Co otrzymaliśmy na dzisiaj? Nie widzieliśmy nic dobrego w świecie. Pracowaliśmy nad Torą, a nasz dom jest pusty? Czyżby ktokolwiek był zdolny stać się godnym przyszłego świata? Lepiej by było żebyśmy nie pracowali tak dużo. Przecież uczyliśmy się i pracowaliśmy na to, żeby poznać część tego świata, jak ty radziłeś nam. Poznaliśmy z Tory, że wyższy świat jest dobry, lecz kto jest w stanie być godnym jego?”
To oznacza, że teraz, po przejściu jakiegoś czasu po tym, jak człowiek rozpoczął pracę dla Stwórcy, on mówi, że jeżeliby takie myśli przyszły do niego na początku drogi, czyli wtedy, kiedy on przyjął na siebie zobowiązanie wyjść ze swojego pierwotnego stanu i znajdować się pośród pracujących dla Stwórcy, to wtedy by on odpowiedział na te myśli – że one podobne do tych zwiadowców, i one przyszły do mnie, żeby nie dać mi wejść w świętą ziemię, która nazywa się „praca dla Stwórcy”, i dlatego nie słuchałby ich głosu. Lecz teraz on odczuwa tę skargę zwiadowców jak swoją własną, i on odczuwa, że wszystko to jest teraz dla niego prawdą.
Z wyżej powiedzianego powstaje pytanie – Co jest prawdą? Czyżby na początku swojej pracy dla Stwórcy on znajdował się na bardziej wysokim poziomie, niż znajduje się teraz, bez względu na to, że już wiele lat pracuje i przykłada wysiłki? Co więc można powiedzieć o takim stanie, że cała jego praca była na próżno? Czyżby on nic nie zapracował i znajduje się w tym stanie, w którym był do tego, kiedy rozpoczął swoja pracę dla Stwórcy?
W rzeczywistości nie jest tak, gdyż teraz on spadł jeszcze niżej w porównaniu do swojego poprzedniego stanu, i teraz brakuje mu tego pragnienia i odczucia ważności Tory i przykazań, jak również tej pewności i energii, które miał wcześniej. Dlatego człowiek teraz patrzy na siebie i widzi, że nic go nie interesuje, dlatego że na pierwszy rzut oka on nie może postanowić, że spadł jeszcze niżej w porównaniu ze swoim stanem na początku pracy dla Stwórcy.
Lecz wszystko to nie jest tak, wychodząc z reguły: „Nie istnieje światło bez życzenia do niego”, czyli Stwórca nie da nigdy nasłodzenia stworzeniu, jeżeli u niego nie będzie prawdziwego życzenia do tego, a nie proste odczucie jakiegoś braku w tym, czego u niego nie ma.
W artykule 6 z 1986 roku, już było to wyjaśnione. Tam mówiono o wyborach prezydenta w państwie, gdzie byli dwaj kandydaci na to miejsce. Każdy z kandydatów miał swoich pomocników, którzy byli zainteresowani, żeby właśnie ich kandydat wygrał wybory i został prezydentem.
I kiedy wybory zakończyły się, możliwe było do określenia u kogo było najsilniejsze życzenie zostać prezydentem, przecież w sumie ze wszystkich kandydatów wybrali tylko jednego.
Ogólnie można powiedzieć, że każdy obywatel państwa chciałby zostać prezydentem, lecz istnieje różnica u różnych ludzi w wielkości tego życzenia, czyli odczucia braku w tym, że on nie jest prezydentem.
Zwykły obywatel prawie nie odczuwa braku w tym, że on nie został prezydentem. Czego już nie można powiedzieć o pomocnikach kandydatów prezydenta, u których jest już o wiele silniejsze odczucie braku i cierpienia, ponieważ wybrali nie tego kandydata, na którego oni pracowali. Lecz prawdziwe cierpienie odczuwają właśnie kandydaci na prezydenta, ponieważ oni włożyli ogromną ilość wysiłków, żeby wygrać w wyborach, lecz w skutku wybrali jednego z nich. Zrozumiałe jest teraz, że oni mieli rzeczywiście silne życzenie i odczucie cierpienia od tego, że jego nie wybrali. I im więcej on przyłożył wysiłków, tym silniejsze jest odczucie cierpienia od braku skutków tych wysiłków.
Z tego przykładu widzimy, że kiedy człowiek znajdował się na początku swojej drogi w pracy dla Stwórcy, u niego była pewność, siły i odczucie ważności jego zajęcia Torą i modlitwą, gdyż widział piękno duchowego świata i odczuwał ważność swojej pracy dla Stwórcy – to nie nazywało się jeszcze odczuciem braku, który Stwórca powinien napełnić, żeby zlać się z Nim. I to było dlatego, że odczucie cierpienia i braku od tego, że jeszcze nie osiągnął zlania się ze Stwórcą, przez człowieka nie było odczuwalne, gdyż jeszcze nie przyłożył wystarczającego wysiłku do tego, ponieważ znajduje się dopiero na początku swojej pracy. Lecz kiedy w końcu minęła wystarczająca ilość czasu, i człowiek już przyłożył wiele wysiłków, lecz bez względu na to odczuwa jeszcze brak, to właśnie wtedy rozpoczyna on odczuwać ból i cierpienie od tego, że już włożył wiele sił i jednak nie widzi żadnego poruszania się w swojej pracy. I wtedy przychodzą do niego różne myśli – czasami on zupełnie traci nadzieję osiągnąć cokolwiek, a czasami odwrotnie, wzmacnia się w swojej pracy, lecz następnie ponownie upada. I tak odbywa się raz za razem do tej pory, dopóki nie pojawi się u niego prawdziwe życzenie, osiągnięte na skutek wzniesień i upadków. Przecież te wzniesienia i upadki pozostawiają u człowieka za każdym razem odczucie bólu i cierpienia od tego, że on jeszcze nie stał się godny zlania się ze Stwórcą.
I kiedy człowiek przychodzi do takiego stanu, że jego odczucie braku, jego życzenie, osiąga pełną wielkość – to oznacza, że pojawiło się w nim prawdziwe życzenie – wtedy Stwórca napełnia jego życzenie.
A to, że człowiek odczuwa teraz, że oddala się od duchowego, było zamyślone przez Stwórcę pierwotnie, żeby człowiek odczuł ból i cierpienie od nieobecności połączenia ze Stwórcą. Dlatego człowiek za każdym razem powinien widzieć, na ile on porusza się do przodu w stworzeniu w sobie prawdziwego życzenia.
I wielkość tego braku określa się siłą cierpienia, które odczuwa człowiek od tego, że nie ma u niego napełnienia tego życzenia do zlania się ze Stwórcą. Innymi słowy, żeby wszystkie jego pragnienia i pomysły były wyłącznie w jednym celu – dostarczyć zadowolenie Stwórcy. Lecz do tego momentu, jak to odczucie braku osiągnie pełnię, nie jest możliwym, żeby przyszło jego napełnienie od Stwórcy. Przecież wiadomo, że od Stwórcy wychodzą wyłącznie doskonałe działania, dlatego i odczucie braku u człowieka również powinno być doskonałym, czyli żeby on odczuwał brak i cierpienie od tego, że nic nie ma: nie ma ani Tory, ani pracy, ani lęku przed Stwórcą.
I tak samo w swoich działaniach człowiek uczy się Tory, wykonuje przykazania, wstaje z rana na naukę. I jeżeliby to samo wykonywali inni, to oni byliby w jego oczach doskonałymi sprawiedliwymi, a on czuje siebie pozbawionym wszystkiego tego. Przyczyna tego jest w tym, że ten człowiek pragnie stać się godnym zlania się ze Stwórcą, a do tego u niego powinna być wyłącznie jedyna myśl – wykonywać swoje działania ze względu na Stwórcę, lecz teraz póki co on jeszcze jest daleki od tego.
Dlatego on pyta siebie: Co ja zarobiłem zajmując się Torą i przykazaniami, żeby za ich pomocą osiągnąć zlanie się ze Stwórcą? Przecież ja nie widzę najmniejszego poruszania się w tym, i nawet odwrotnie.
Widzimy, że w rzeczywistości taki człowiek nie prosi u Stwórcy o nadmiar, a właśnie o niezbędność, czyli żeby dać jego duszy odrobinę możliwości odczuć duchowy świat, a nie być przez cały czas pogrążonym we własnym egoizmie.
Dlatego taki człowiek odczuwa siebie pozbawionym duchowego, w odróżnieniu od reszty ludzi, którzy nie odczuwają siebie oddalonymi od duchowego. Odwrotnie, jeżeli jest u ich na przykład możliwość pomodlić się, to daje im to odczucie własnej doskonałości.
Jeżeli tacy ludzie, będąc po pracy, do tego wszystkiego jeszcze przychodzą uczyć się rozdziału z Tory, to bezwzględnie odczuwają siebie w najdoskonalszym stanie. Na skutek tego oni nie mają żadnych żądań do Stwórcy, żeby pomógł iść drogą duchowej pracy, a odwrotnie, oni modlą się do Stwórcy, żeby On pozwolił im pozostać w takim stanie, gdyż oni w całości zadowoleni są ze swojego życia.
Dlatego ci specjaliści w Torze rzecz jasna odczuwają siebie doskonałymi i wychwalają Stwórcę za to, że On dał im rozum i życzenie, i „że nie ma u nich udziału lekkomyślnych ludzi”. Razem z tym, oni również modlą się do Stwórcy, żeby pomógł im wykonywać przykazania, jak oni słyszeli „ze względu na Stwórcę”, lecz to uważa się u nich jakimś nadmiarem. Przecież głównym jest, że oni uczą się Tory i wykonują przykazania, lecz im brakuje wykonywania ich z zamiarem „ze względu na Stwórcę”. I oni wyznają, że należy wykonywać przykazania ze względu na Stwórcę, lecz uważają, że to nie odnosi się do nich, a wyłącznie do szczególnych jednostek. Wychodzi, że bez względu na to, że chociaż oni modlą się do Stwórcy, żeby stali się godni uczyć się Tory i wykonywać przykazania ze względu na Niego, to uważa się u nich jakimś nadmiarem, a nie niezbędnością. Przecież oni odczuwają siebie wybranymi z narodu, i jest w nich „światło Tory” i „Tora jest ich specjalnością”. To samo mówiono o dwóch ludziach, którzy prosili u Stwórcy, by wykonał ich prośbę. I oni różnili się jeden od drugiego nie według tego jak się modlili, a przyczyną, która pobudziła ich do modlitwy. Jeden z nich chciał otrzymać dlatego, że jego dusza pragnęła nadmiaru. I to nazywa się, że on prosi o prezent. Dlatego jego prośba pozostaje bez odpowiedzi, gdyż o prezenty nie proszą, a one są dawane pod warunkiem, że dający pragnie tego. Dlatego on pyta, dlaczego Stwórca nie odpowiada na jego prośbę, przecież on cały dzień tylko modlił się o ten prezent. Na skutek tego proszący wnioskuje, że u Stwórcy coś jest nie w porządku. Lecz Stwórca uważa, że właśnie proszący nie jest w porządku, gdyż on płacze, żeby jemu dali prezent. Przecież to, co według jego zdania mu brakuje, w rzeczywistości jest dla niego nadmiarem.
Dlatego jeżeli on naprawi siebie, to w rzeczywistości będzie prosić o niezbędne. A to już nazywa się jałmużna. I dają ją na prośbę otrzymującego, jak powiedziano: „biedny prosi”. I na miarę niezbędności tego, o co on prosi, on więcej otrzymuje.
I to jest powiązane z opowieścią o rabim Nehemija, który uważał, że jedząc mięso i pijąc wino – jest to niezbędny warunek, w odróżnieniu od innych ludzi, którzy uważali, że jest to nadmiar. Dlatego kiedy jemu zaproponowali, by żywił się wyłącznie soczewicą, on zmarł.
Wychodząc z tego, teraz zrozumiemy, dlaczego człowiek, po tym jak przyłożył wielkie wysiłki dla osiągnięcia połączenia ze Stwórcą, w końcu odczuwa, że stał się jeszcze gorszym, niż był na początku swojej pracy w naprawieniu siebie. Czyli wszystkie działania jego w naprawieniu siebie nie przyniosły mu żadnego skutku. I odpowiedź jest w tym, że w rzeczywistości taki człowiek poruszył się daleko do przodu, lecz jest różnica w poruszaniu się do nasłodzenia – światła, i poruszaniu się ku życzeniu, do nasłodzenia kli.
I to dlatego, że w przyrodzie człowieka założono wyróżnić jako najważniejsze pragnienie do nasłodzenia światła. A to, w czym on nie widzi nasłodzenia, jego po prostu nie interesuje. Przecież, co daje mu obecność wyłącznie silnego życzenia do nasłodzenia? Według reguły: „Człowiek pragnie tylko tego, co przynosi jemu nasłodzenie”. Dlatego kiedy człowiek chce dowiedzieć się, na ile on poruszył się w pracy, to przede wszystkim on patrzy, na ile jest bliski do światła. Lecz w rzeczywistości człowiek powinien przede wszystkim patrzeć, na ile on wyrósł do stworzenia u siebie życzenia do światła, gdyż istnieje reguła: „Nie ma światła bez życzenia do niego”. I to nazywa się poruszanie się do stworzenia u siebie odczucia braku światła, a na początku swojej pracy człowiek nie miał odczucia tego braku, on po prostu pragnął nasłodzenia.
I podobne jest to do przykładu ze zwykłego życia ludzi: Na przykład, kiedy ktoś straci ważną rzecz, która kosztuje tyle, ile człowiek zarabia za jedną godzinę pracy. Jeżeli on na przykład zarabia osiem dolarów dziennie, to za mniej niż za jeden dolar za godzinę nie będzie pracował, a będzie wolał odpocząć. Lecz jeżeli on straci jakąś rzecz, która warta jest jednego dolara, to on zdolny jest szukać jej nawet przez dwie godziny, aż nie znajdzie. Jest pytanie: Dlaczego on pracuje teraz jedną godzinę, żeby zapracować na pół dolara?
I odpowiedź jest w tym, że istnieje różnica pomiędzy „jeszcze niezapracowanym” i „utratą już nabytego”. I dlatego to, co już było w rękach człowieka, lecz następnie zostało utracone, nawet jeżeli jest to nieznaczna rzecz, to już stało się ważnym dla niego, gdyż było w jego rękach.
I odwrotnie, jeżeli człowiek jeszcze nie zdążył zapracować na jakąś rzecz, właśnie ważną rzecz, warto przykładać więcej wysiłków, w przeciwnym wypadku on będzie wolał spokój od osiągnięcia tej rzeczy.
I podobnie do tego można powiedzieć o człowieku, u którego było życzenie połączyć się ze Stwórcą, które nazywa się „jeszcze niezapracowane”, u niego są wątpliwości, że możliwe nie zapracuje. Dlatego on idzie i rozpoczyna pracę, lecz to jeszcze nie nazywa się prawdziwym życzeniem, przydatnym do otrzymania nasłodzenia Stwórcy.
Lecz jeżeli przepracował już kilka lat, to uważa się jako „strata już nabytego”, czyli już stracił kilka lat pracy i nie zarobił niczego, wtedy właśnie takie odczucie braku nazywa się „prawdziwym”, i rodzi u człowieka ból i cierpienie.
Dlatego widzimy, że człowiek, przykładając więcej wysiłku, zaczyna uważać, że jeszcze odrobinę i Stwórca pomoże mu, i stanie się on godny zlania się z Nim. I w ten sposób człowiek porusza się we wzmocnieniu odczucia cierpienia od nieobecności zlania się ze Stwórcą, gdyż przyłożył do tego już wiele sił. I w tej mierze, w jakiej on powiększa wysiłki, w tej mierze on widzi, na ile jego ciało sprzeciwia się tej pracy dla Stwórcy. I w skutku człowiek zaczyna rozumieć, że on potrzebuje pomocy od Stwórcy.
Wychodząc z tego uważa się, że taki człowiek nie prosi u Stwórcy o nadmiar, a pragnie być prostym człowiekiem wierzącym w Stwórcę, który nazywa się „Dobry i czyniący dobro”. Dlatego człowiek pragnie wychwalać Stwórcę i powiedzieć Jemu w prostych słowach bez różnych wysokich uświadomień: „Błogosławiony Ten, według słowa którego powstał świat!”, w ten sposób dziękując Stwórcy za to, że On go stworzył.
Widzimy, że teraz ten człowiek widzi, że u niego jest nieobecne pragnienie do Tory i do pracy dla Stwórcy, które było u niego do tego, jak rozpoczął tą pracę. Odbywa się to z dwóch powodów, będącymi w istocie jednym i tym samym: Przyjęcie przez człowieka na siebie władzy Tory i przykazań było zbudowane na jego życzeniu otrzymywać wszystko dla siebie, czyli na egoizmie. Dlatego jego ciało pragnie otrzymać nasłodzenie, odczuwając, że w duchowym jest jeszcze większe nasłodzenie, niż ono teraz odczuwa.
Innymi słowy, w jego egoizmie będzie czym napełnić siebie, gdyż materialne nasłodzenia tego świata już nie dają jemu zadowolenia z życia. A teraz, kiedy on rozpoczyna pracę dla Stwórcy, jego ciało rozpoczyna sprzeciwiać się temu. Przecież ciało może przykładać wysiłki wyłącznie tam, gdzie widzi wygodę dla siebie. Lecz kiedy teraz człowiekowi wskazali wykonywać Torę i przykazania, za pomocą których on będzie mógł sprzeciwiać się swojemu ciału, nie dając mu nasłodzenia za jego wysiłki, to ciało rozpoczyna sprzeciwiać się jemu. Dlatego cały zarobek człowieka będzie w tym, że jeżeli stanie się godny, to będzie mógł nie dać ciału wynagrodzenia za jego wysiłki. Dlatego ciało sprzeciwia się i człowiek nie ma siły pracować dla Stwórcy.
Lecz do tego, jak rozpoczął swoją pracę dla Stwórcy, ciało zgadzało się przykładać wysiłki, gdyż planowało otrzymanie jeszcze większego nasłodzenia niż istnieje w naszym świecie. Dlatego człowiek miał siły pracować i nie istniały żadne przeszkody ze strony ciała, oczekującego otrzymać dla siebie te wielkie nasłodzenia.
Lecz należy wiedzieć, że nie istnieje większe nasłodzenie dla ciała, niż praca dla Stwórcy. I odnośnie tego było powiedziane przez mędrców: „Niech zajmuje się człowiek Torą i przykazaniami, nawet „nie ze względu na Stwórcę”, lo-liszma, dlatego że na skutek tego on przyjdzie do wykonania „ze względu na Stwórcę”, liszma.
Dlatego na początku pracy dla Stwórcy u człowieka wszystko było dobrze – czyli był on zmuszony obiecać swojemu ciału, że w żadnym wypadku nie zaszkodzi jego życzeniu wszystko otrzymać dla siebie, a nawet odwrotnie, za pomocą wykonania Tory i przykazań ciało będzie całkowicie zadowolone i otrzyma ogromne nasłodzenie zadowalające jego życzenie otrzymywać, i będzie czuć się najszczęśliwszym w świecie. Lecz po tym, jak człowiek rozpoczął pracę dla Stwórcy i zrozumiał, że najważniejsze – jest to osiągnąć zlanie się ze Stwórcą, które określa się następująco: „Wszystko czynić z celem wyłącznie oddawać dla Stwórcy”, to ciało natychmiast rozpoczyna sprzeciwiać się temu.
Lecz jest w tym sprzeciwie ogromna korzyść – za pomocą niego człowiek nabywa odczucie braku w tym, że on jest oddalony od Stwórcy, i jako skutek tego on odczuwa ból i cierpienie. I w tej mierze, w której on żałuje tego, w tej mierze on coraz więcej potrzebuje pomocy Stwórcy. I wtedy człowiek widzi, że on sam nie jest w stanie wyjść ze swojego egoizmu, a tylko za pomocą Stwórcy. I tego człowiek nie może uświadomić przez swój rozum, a może wyłącznie odczuć. O tym powiedziano w Teelim 127: „Jeżeli Stwórca nie zbuduje domu, daremnie pracował budujący go”.
Z tego wynika, że człowiek powinien wierzyć, że wszystko to, co wyniknęło z nim i doprowadziło go do dzisiejszego stanu, było niezbędne dlatego, żeby on mógł wznieść prawdziwą modlitwę z głębi serca. Lecz wtedy przychodzi egoizm człowieka i sugeruje mu odwrotnie. Jeżeli była u człowieka możliwość wznieść modlitwę do Stwórcy z całej duszy i z całego serca – czyli całym rozumem i odczuciami on rozumie i odczuwa teraz, że tylko Stwórca może mu pomóc – wtedy przychodzi do niego jego egoizm i rzuca go w rozczarowanie, jak już było powiedziane w przykładzie ze zwiadowcami.
I wtedy można powiedzieć: „Ponieważ proste są drogi Stwórcy, sprawiedliwi pójdą po nich, a grzesznicy potkną się o nie”. I z wyżej powiedzianego zrozumiemy, o czym jest pytanie na początku – nienawidzący prezenty, będzie żył. I to nie oznacza, że człowiek nie może otrzymywać prezentów, a oznacza, że on nienawidzi otrzymywać je na skutek życzenia – „wszystko oddawać wyłącznie dla Stwórcy”. Lecz człowiek zmuszony jest otrzymywać prezenty, dlatego że tego również pragnie Stwórca, i to nazywa się „otrzymywać ze względu na Stwórcę”. Wtedy wychodzi, że taki człowiek nie prosi Stwórcę, żeby On dał jemu nadmiar, a prosi o niezbędne.
I nieważnym jest, jeżeli w stosunku do drugiego to nazywa się nadmiarem. Przecież każdy pracuje wychodząc z tego, jak on sam to odczuwa, i on nie ma żadnego odniesienia do innego. Lecz jeżeli Stwórca daje człowiekowi prezent, to on przyjmuje go ze względu na Stwórcę. Dlatego jeżeli człowiek prosił Stwórcę, żeby On dał jemu życzenie oddawać, to w zależności od typu i charakteru człowieka, u jednego to określa się jako nadmiar, a u drugiego jako niezbędność.