Zohar wyjaśnia powiedziane: „Sprawiedliwy – jemu źle, grzesznik – dobrze jemu”. „Kto to jest sprawiedliwy, że jest mu źle, czyli że jest to od drzewa dobra i zła? Mówi się o tym, że zło znajduje się z nami, i „Nie ma sprawiedliwego, który by nie zgrzeszył”, dlatego że grzech znajduje się obok niego. Grzesznik – dobrze jemu, dlatego że wzięło u niego zło górę nad dobrem, i dlatego mówią, że jemu jest dobrze. Dlatego że jego dobro jest pod władzą grzechu, i z tego powodu, że zło panuje nad dobrem w nim, dlatego on i grzesznik, gdyż ten, kto panuje w nim, tym imieniem go nazywają. Lecz jeżeli steruje w nim dobro nad złem, to nazywają go sprawiedliwy – źle mu, gdyż zło jego podporządkowane dobru”.
Żeby zrozumieć „dobro” i „zło” w formie ogólnej, należy wiedzieć, że ponieważ korzeń stworzeń wychodzi od sfiry malchut, która nazywa się „otrzymywać ze względu na otrzymywanie” – to jest to korzeń całego zła w stworzeniach, ponieważ on oddzielony jest od zamysłu stworzenia – nasłodzić stworzonych, które Stwórca stworzył z niczego, jak brak światła – życzenie tylko otrzymywać nasłodzenie. A ponieważ w duchowych światach połączenie i podział określa się wyłącznie podobieństwem właściwości, to Stwórca – dający, zupełnie różni się właściwościami od stworzenia – otrzymującego, i to ich dzieli, dlatego nie jest w stanie stworzenie otrzymać całego nasłodzenia, przygotowanego jemu przez Stwórcę.
I żeby otrzymać to nasłodzenie, niezbędna jest zdolność kelim dokonywać zamiar oddawania, i wtedy otrzymają te błaga.
I wychodzi, że zło w nas, z powodu którego nie jesteśmy w stanie otrzymywać, jest nam gwarantowane – jest to nie mniej i nie więcej, jak tylko miłość do siebie, co w nas, przeszkadzająca otrzymywać nasłodzenie i błaga, wywołująca w nas stan śmierci tym, że oddziela nas od życia żyć – Stwórcy. Dlatego nazywamy się marwymi. Jak mówią mędrcy: „Grzesznicy i przy życiu swoim są martwi”.
I kiedy się skupimy na naszym złu, nad tym, jak ono mówi do nas i jak pragnie panować nad nami, to jeżeli przyjdzie jakaś siła słuchać pretensji jego, to zjawiają się jej określenia:
- Jest możliwość upodobnić się w relacji wzajemnej miłości (a ponieważ wzajemna miłość jest to pojęcie skomplikowane, to mówimy względnie).
- Możemy upodobnić się do lęku.
- Człowiek nie jest w stanie sprzeciwić się i wzmocnić się w działaniu odpowiedzi, lecz pozostał całkowicie złamany i wstrząśnięty tym, że nie jest w stanie dokonać działania w odpowiedzi.
- Co bez litości odnosi się do tego, że nie sprzeciwił się złu i nie uczynił odpowiedzi.
Obejrzyjmy powiedziane po kolei. W tym wypadku, kiedy człowiek jest poruszany życzeniem dokonywać wszystkie działania na błago Stwórcy, to przy tym, czego by on nie czynił, przede wszystkim dba o korzyści Stwórcy i nie zwraca uwagi na indywidualną wygodę. Wtedy zwraca się do niego jego ciało z pretensjami, w których zaczyna źle mówić o drodze, którą człowiek się porusza – drodze altruistycznej. I stawia pretensje grzesznika i pretensje faraona w postaci pytania rozumu i serca: „Kto?” i „Co?”. Kim jest Stwórca, że należy słuchać Go, i w czym jest sens pracy na błago bliźniego?
I dziwi się człowiek słuchając pretensji ciała, gdyż nigdy nie słyszał takich pretensji jak teraz – do tego stopnia są one silne. A przecież myślał, kiedy rozpoczynał swoją pracę, że będzie co dzień za każdym razem coraz więcej i więcej poruszać się ku celowi. Czyli był pewny, że za każdym razem będzie uświadamiać sobie niezbędność pracy na błago Stwórcy. Ale widzi, że tam, gdzie powinien był odczuwać coraz większe pragnienie pracować dla Stwórcy, odczuwa ogromne sprzeciwienie swojego ciała.
I ono mówi mu: „Dlaczego ty nie pragniesz iść droga przedeptaną, drogą, którą idą ludzie, gdzie głównym jest dokładnie wykonywać „mechaniczne działania”? Co zaś dotyczy zamiaru i działań, to powinieneś powiedzieć: „Niech będzie życzenie przed tobą, tak jakby z zamiarem wykonuje…”, a ty, tak jak widzę, zwracasz uwagę przede wszystkim na zamiar, tak jakbyś był w stanie uczynić zamiar na błago Stwórcy, a nie dla własnej wygody. Tak jakbyś był wyjątkowy. I nie wynika u ciebie życzenie iść gwarantowaną drogą wszystkich ludzi. Przecież pewność i gwarancję tej drogi można obserwować u wielu ludzi.”
Tu i jest początek pracy w sprzeciwieniu się egoizmowi. Wtedy należy być twardym w naparciu myśli faraona i grzesznika, żeby nie mogły skłonić człowieka w swoją stronę. I rzecz jasna powinien człowiek dać im całkowite odpowiedzi na to, co te myśli mu mówią. Przecież wszystkie działania z altruistycznym zamiarem niemożliwym jest zrozumieć poprzez rozum, gdyż rozum zobowiązuje człowieka urodzonego otrzymującym, otrzymywać i napełniać się. I dlatego prawidłowa droga – napełniać się, a inaczej – dlaczego żyć, jeżeli nie cieszyć się życiem i nie wykonywać wszystkich żądań ciała? I na te pretensje, w całości przyjmowane rozumem, nie ma czym zaprzeczyć.
A odpowiedź jest w tym, że powinni iść drogą mędrców, drogą wiary ponad rozum i wiedzę. Czyli prawdziwa wiara – ponad rozum. I nie zawsze wszystko prawidłowe, co jest zrozumiałe. I jak uczymy się – nie każda myśl jest myślą, i nie każda droga jest drogą.
I tu rozpoczynają się etapy w procesie pracy:
1) Kiedy człowiek mówi swojemu ciału: Wszystkie pretensje twoje są prawidłowe i przyjmowane przez mój rozum. Lecz droga otrzymana od mędrców – ponad rozum – i nie było u mnie możliwości objawić jej i wykorzystać. A teraz ty proponujesz iść drogą rozumu, i źle mówisz o drodze altruizmu. Ja jestem zadowolony z tego, że ty mówisz mową zła, dając mi możliwość wyjawić własne myśli zbudowane na wierze i pracy na błago Stwórcy i dzięki temu mogę powiedzieć, że idę drogą wiary ponad rozum, na co nie mogłem pozwolić sobie wcześniej.
Co więcej, kocham twoje pretensje – przecież ty okazujesz mi ogromną pomoc swoim złym słowem, które wpłynęło na moje działania i wzmocniło moją pracę w wierze ponad rozum. I wychodzi, że twoja zła mowa – tylko ona zmusiła mnie przyjąć wyższe sterowanie wiarą ponad rozum. I jeżeli nie przyszedłbyś do mnie ze swoimi pretensjami, to nie byłoby u mnie niezbędności brać na siebie przykazania wiary, a teraz ja zmuszony jestem dać odpowiedź.
Wychodzi, że człowiek jest obojętny na zło mówiące przez niego. To można porównać do stanu wzajemnej miłości (te dwa stany – wzajemnej miłości i lęku – bardzo wysokie), jak mówią mędrcy, że u tego, kto przeszedł pokajanie od miłości, złe czyny obracają się w zasługi. Czyli należy zrozumieć, jaki zły umysł i zło doprowadzi do zasług i wartości?
Lecz jak można to zrozumieć? Przecież w stanie złych myśli człowiek jest zły na to, że przychodzą do niego takie myśli. A w stanie, kiedy staje się godny zasług – cieszy się. Jak można powiedzieć, że grzechy obróciły się w wartości?
I co tu jest świadomym grzechem? Jest to wtedy, kiedy ciało świadomie przedstawia pretensje do wiary, którą przyjęło powyżej rozumu. I co może być większe od tego grzechu, niż świadome mówienie zła na świętość? Lecz jeżeli człowiek powraca do miłości, to grzech obraca się w oczyszczenie, staje się przewagą. Czyli człowiek dokonujący powrotu, teraz przyjmuje na siebie wiarę ponad rozum. I z jasną świadomością postanawia iść drogą wiary.
Dlatego że teraz są przed nim dwie drogi, to on wybiera. W ten sposób jest u niego możliwość wyboru, lecz do przyjścia ciała z jego złymi słowami, chociaż i przyjął na siebie wiarę ponad wiedzę, jeszcze nie otworzyły się przed nim dwie drogi. Teraz zaś on czyni prawdziwy wybór i postanawia, że należy iść właśnie drogą wiary ponad wiedzę.
I widzimy z tego, że on jest zadowolony, gdy słyszy „złe słowa” o wierze, a zły zamysł tej mowy daje możliwość wyboru i objawia, że rzeczywiście życzenia jego – iść wiarą ponad rozum. A zamierzony grzech ważny jest dla niego jako oczyszczenie, przecież ani razu u niego nie było możliwości uczynić wyboru. I jeżeli cieszy się on z tego, że może wykonać taką pracę, to znaczy taka relacja nazywa się „powrót do pracy z miłości”, czyli lubi pracę, którą wykonuje. Przecież samo w sobie jest jasne, że grzech, który pobudza do odpowiedzi, idzie na rachunek oczyszczenia, czyli człowiek kocha go jako swoje pozytywne jakości, bez których nie byłby w stanie się poruszać. I więź ta jest podobna do więzi pomiędzy światłem i kli, czyli stan braku, który jest wywołany grzechem, nazywa się kli, a odpowiedź, określona jako działanie wyboru, podobna jest do działania światła. I to jest pierwszym schodkiem w kolejności pracy.
2) Określenie się w pracy. Kiedy człowiek sprzeciwia się ciału, czyli odpowiada mu: „Wszystko, co ja słyszę od ciebie, jest to wyłącznie twoja mowa, która jest narzucona przez rozum. Lecz ja pójdę drogą, o której słyszałem, że główne w niej – praca na błago Stwórcy, pójdę wiarą ponad wiedzę. W ten sposób człowiek nie życzy sobie być poruszany wiedzą i rozumem, a chce być ponad to, i jest to prawdziwa odpowiedź. Lecz tak czy inaczej, człowiek nie byłby zadowolony nie słysząc pretensji faraona i sprzeciwienia ciała, gdyż nie jest pewny w swojej zdolności dokonania wyboru. I ta odpowiedź – odpowiedź na skutek lęku, czyli człowiek drży w lęku od pracy, w której będzie należało sprzeciwić się ciału, wiedząc z doświadczenia, na ile jest ciężko wybrać dobre.
Wychodzi, że odpowiedź ta podobna jest do odpowiedzi z lęku, czyli zamierzony grzech obrócił się w niedopatrzenie. Innymi słowy, kiedy dokonali naprawienia, to zamierzony grzech stał się niedopatrzeniem, lecz w żaden sposób nie zasługą, dlatego że określenie „zasługa” równa się oczyszczeniu i wygranej. Na przykład, jeżeli człowiek pragnie oczyszczenia, on cieszy się jak z pracy, tak i z wygranej, że dali mu możliwość uczynić wybór.
Lecz jeżeli przyczyną jego pracy jest lęk przed złem, to on sam sobie potwierdza swój grzech jako niedopatrzenie, lecz nie wygraną. A jeżeli nawet wznosi zło do sprawiedliwości, czyli naprawił grzech tym, że przyszedł do odpowiedzi na pytanie, to jest o wiele niżej poziomem niż odpowiedź od miłości, gdyż nie obraca grzechów w zasługi, dlatego że nie ma tu samodzielnego działania, i nazywa się to drugim poziomem w pracy.
3) Kiedy zwraca się ciało z pretensjami przeciwko wierze człowieka odnośnie pracy na błago bliźniego, skłaniając człowieka do tego stopnia, że nie jest on w stanie stanąć przeciwko naciskom ciała i jest zmuszony „odejść z poziomu”, znajdując się na którym uważał siebie za pracującego dla Stwórcy. Teraz on widzi, że jest daleki od tego, chociaż do „znajomości” z pretensjami ciała uważał siebie za sprawiedliwego, nie odczuwającego żadnego pragnienia do indywidualnej wygody, czyli wszystkie swoje działania widział altruistycznymi. I teraz jawnie widzi, że nie jest w stanie stanąć przeciwko naciskom ciała. Chociaż ciało jeszcze nie rozpoczęło swojej pracy, i wszystkie jego ostrożności są wyłącznie w umyśle, lecz tak czy inaczej człowiek widzi, że nie jest w stanie wytrzymać, że nie jest zdolny iść wiarą ponad rozum i powiedzieć, że on pragnie iść drogą bezkorzystną i drogą altruizmu.
I człowiek siedzi, będąc w zdumieniu nad sobą, jak obrócił się jego stan, i wydaje się jemu, że on podobny do koła, które obraca się w odwrotną stronę. Teraz widzi, że sam znajduje się w stanach, do których wcześniej odnosił się z odrzuceniem. On dobrze rozumie, jakie obrzydzenie wywoływali w nim ludzie pragnący wyłącznie otrzymać i wyznający wyłącznie wiedzę, patrzył na nich, jak na ludzi nierozwiniętych z ogólnego spojrzenia, dorosłych, lecz bawiących się zabawkami, i z tego powodu zawsze oddalał się od nich. A okazało się, że sam znajduje się w ich stanie i nie może wyjść z tego stanu opierając się na swoje siły.
I widzi człowiek w swoim stanie wypadek, w którym opowiadali o rabim Jonatanie, że był u niego spór z Ksendzem, który powiedział, że jest w stanie zmienić naturę. Na co rabi odpowiedział, że przyrody, którą stworzył Stwórca, zmienić nie można, i tylko pod władzą Stwórcy jest to działanie, lecz nie w sile człowieka. Wtedy Ksendz wziął kilka kotów, wyuczył ich na kelnerów i ubrał w liberie. Zorganizował obiad, zaprosił króla, ministrów i rabiego. I ponownie rozpoczął dyskusje o zmianie przyrody. Rabi Jonatan ponownie zaprzeczył, że tylko Stwórca jest w stanie zmienić przyrodę. Ksendz zaproponował na początku rozpoczęcie posiłku, a następnie kontynuowanie dyskusji. Weszli kelnerzy – koty, ubrane w ubrania sług i przyniosły dania na stół z kunsztem prawdziwych kelnerów.
Ze zdumieniem patrzył król, Ksendz i ministrowie na cuda kelnerów. Byli oni zupełnie pewni, że po takim przedstawieniu nie pozostało miejsca do kłótni. I wszyscy patrzyli ze zdziwieniem na rabiego, absolutnie nie dziwiącego się i bez względu na to, że „czarno na białym” teraz pokazano mu możliwość zmienić przyrodę. I jak odreagował rabi Jonatan? A rabi po ukończeniu obiadu, kiedy kelnerzy stali w oczekiwaniu, żeby posprzątać ze stołu, wyjął pudełeczko. Wszyscy myśleli, że on ma zamiar powąchać tabakę, lecz kiedy zostało ono otwarte, to wszyscy zobaczyli kilka wyskakujących z niego myszy. I jak tylko zauważyli je kelnerzy, natychmiast zapomnieli o swoich obowiązkach i gościach, i rzucili się do łapania myszy, gdyż ich kocia przyroda żądała tego. Tak wszyscy zobaczyli rację po stronie rabiego Jonatana.
To samo odbywa się z nami: Kiedy ciało człowieka z całą swoją powagą pokazuje smak nasłodzenia w miłości do siebie, natychmiast człowiek zarzuca Torę, pracę i Stwórcę, i biegnie osiągnąć nasłodzenie, które pokazuje mu ciało. I wtedy widzi on, że nie ma żadnych sił samodzielnie wyciągnąć siebie ze stanu miłości do siebie.
I ten stan, w którym on widzi siebie, będąc pogrążony w całości w miłości do siebie z powodu swojej przyrody, określa się jako stan osiągnięcia określonego poziomu w pracy. Czyli osiągnął poziom rzeczywistości, który nazywa się „uświadomienie własnego egoizmu”. I wie teraz, że powinien rozpocząć teraz swoją pracę od początku, gdyż do tego momentu wywyższał swoje własne ja i uważał siebie jednym z wybranych w narodzie. A teraz zobaczył prawdziwy obraz i to stworzyło w nim odczucie braku i niezbędność modlitwy do Stwórcy z głębi duszy swojej, gdyż ostro odczuwa, że jest mocno oddalony od Stwórcy i od altruizmu, i że nie ma człowiek żadnej możliwości swoimi rękoma zbawić siebie od lubienia siebie, a tylko Stwórca może mu pomóc. I to jest trzeci poziom – poziom, o wiele niższy od wszystkich poprzednich.
4) Czwarty poziom jest poniżej trzech poprzednich. Kiedy ciało przychodzi ze swoimi pretensjami, lecz człowiek nie daje żadnej odpowiedzi, a przyjmuje te pretensje na poważnie. Jak również widzi, że to przyroda popycha ciało do egoistycznych czynów, i nie ma człowiek sił uczynić samodzielnie jakiekolwiek altruistycznego działania. I pozostaje w lubieniu siebie, w swoim zwykłym stanie, niezdolnym wykonywać żadnego ruchu, i przyjmuje to wszystko obojętnie.
I zapomina człowiek o swoim poprzednim stanie i miejscu, w którym znajdował się jeszcze chwilę temu. Czyli do przyjścia ciała ze swoimi pretensjami uważał siebie niepodobnym do ludzi, u których cała praca jest zbudowana na lubieniu siebie, a teraz widzi, że i sam porusza się drogą mas. Gdyż wszystkie żądania, które spadły na niego, zeszły z góry, żeby miał możliwość wznieść się po poziomach, na pierwszy – który jest podobny do odpowiedzi z miłości, lub drugi – który podobny do odpowiedzi z leku, lub trzeci – który tworzy miejsce dla odczucia braku, pozwalający modlić się do Stwórcy. I widzi, że nie ma żadnej możliwości samodzielnie pomóc sobie.
Znajduje się człowiek w takim stanie, że wierzy i odczuwa na sobie to, co mówią mędrcy: Powiedział rabi Szymon Ben Lakisz: „Ego człowieka przeciwstawia się jemu i wzmacnia się z każdym dniem, i prosi, by doprowadzić do jego śmierci, jak powiedziano, że grzesznik obserwuje sprawiedliwego i prosi o jego śmierć. I jeżeliby nie pomoc Stwórcy, nie byłoby sił, by pokonać go. Lecz przecież „nie pozostawi Stwórca i nie obwini wyrokiem”.
I widzi człowiek, że ciało rzeczywiście prosi, by doprowadzić je do śmierci, że za pośrednictwem pretensji pragnie oddzielić je od życia żyć. I nie ma własnych sił przeciwstawić się temu, a czeka, że Stwórca pomoże jemu. I wychodzi, że przychodzące do niego pytania nie były na próżno, gdyż dały mu miejsce dla modlitwy z głębi serca. A na czwartym poziomie, kiedy on przyjmował wszystko obojętnie, wyszło tak, jakby pytania przychodzące do niego przychodziły na próżno.
Lecz należy wiedzieć, że do człowieka idącego drogą altruizmu nic nie przychodzi na próżno. I następnie, po przejściu kilku dni lub godzin, on otrząsając się ze stanu, kiedy znajdował się pod wpływem egoizmu, widzi zupełnie inny obraz: Jak człowiek może upaść z najwyższego stanu do najniższej kropki – tego stanu, w którym znajduje się teraz, i tak czy inaczej nic nie odczuwać, tak jakby nic nie odbywało się, pozostając w stanie ciszy i spokoju. Nawet zgadza się z tym – pozostać w spokoju, jest spokojny i ma dobry nastrój. I to bez względu na to, że wcześniej, nawet jeżeli nie widział poruszania się w duchowym, był gotów porzucić życie – zawsze czujnie i z lękiem czekał i pragnął poznać, jak poruszyć się do przodu. I zawsze ze zdziwieniem patrzył na ludzi, którzy odnoszą się do Tory i przykazań sucho i pozostają przy tym spokojni i zadowoleni, tak jakby ci ludzie byli grupą naukowców.
I teraz nie odczuwa człowiek, że potrzebuje czyjegoś podtrzymania, gdyż nie odczuwa odczucia braku, uważa naturalnym ten stan, kiedy pragnie być w spokoju, a nie szukać różnych kłopotów i trudności. Czyli umieścić siebie „w bezpiecznej linii”, kiedy na każdy wypadek, kiedy on odczuwa niewygodę i brak, ma natychmiast wiele odpowiedzi, i główne dla niego – być bez cierpienia, gdyż pamięta, że przeszłe myśli o duchowym wywoływały w nim wiele przeżyć. Lecz teraz, dzięki Bogu, nie odczuwa braku i niepokoju, i żyje jak reszta.
Lecz kiedy ponownie przychodzi do niego pobudzenie z góry, to ponownie rozpoczyna martwić się o duchowe i widzi nowy obraz – że nie panuje człowiek nad sobą, i odczuwa wtedy siebie w nieznośnym stanie. Tak jakby rzucają go jak chcą sterowaniem z góry. Jeden raz rzucają w stan, że on odrzuca wszystko, co dotyczy materialnego, czyli własnej wygody, a następnie rzucają w dół, w świat fizycznych nasłodzeń do tego stopnia, że zapomina zupełnie o duchowych stanach.
I bez względu na to, czwarty poziom również nazywa się poziomem, gdyż daje możliwość uczyć się w prawdzie. I z tego, co pokazują człowiekowi, że on we wszystkim podporządkowany jest Stwórcy, on zechce zbliżyć się do Niego i budzi się do modlitwy, żeby Stwórca pomógł mu wyrwać się z lubienia siebie i osiągnąć połączenie się z Nim.
Lecz to jeszcze nie koniec drogi, gdyż droga jest długa i kolejność pracy ustawiona jest przez mędrców, i człowiek powinien powiedzieć: „Jeżeli nie ja sobie, kto więc?” Czyli człowiek powinien powiedzieć sobie, że wszystko zależy od niego, i prawo wyboru pozostaje z człowiekiem, a nie czekać na obudzenie z góry. Z innej strony powinien wierzyć, że wszystko znajduje się pod władzą indywidualnego sterowania, i czego zażyczą sobie z góry, on zmuszony jest czynić. I nie ma człowiek żadnego wyboru, i nie może niczego dodać do swojej pracy. I to najkrótsza i najbardziej prawdziwa droga, gdyż „wygrywamy na czasie”, dlatego że cierpimy z powodu wydłużonego czasu.
I widzimy, że człowiek, który rozpoczął pracę na oddawanie i wiarę, przechodzi cztery stadia rozwoju:
1) Kiedy pretensje swojego ciała przyjmuje z miłością: „Teraz jest u mnie możliwość uczynić pracę wiarą powyżej rozumu”. Do tego, opiera się wyłącznie na wiedzy. Czyli relacje do swojego egoizmu nazywane są „odpowiedź od miłości”, i on lubi tę odpowiedź.
2) Kiedy on przeciwstawia się egoizmowi swojego ciała i nienawidzi tej pracy z powodu jej ciężkości i nieprzyjemności, i jest to podobne do odpowiedzi od „leku”, gdzie grzech jego obraca się w pomyłkę, gdyż byłby zadowolony, jeżeliby nie napotkał pretensji swojego ciała.
3) Kiedy przychodzi do niego ciało z pretensjami i on pochyla się przed nim, i nie ma sił przeciwstawić się, i odczuwa w sobie zło, chociaż wcześniej uważał siebie pracującym dla Stwórcy. A teraz odczuwa, że nie ma u niego niczego, i żałuje tego. Lecz pomóc sobie samodzielnie nie jest w stanie i dlatego znajduje się w stanie swego zła.
4) Wówczas, kiedy przychodzą pretensje ciała, on obciążony nimi, i gotów wykonać każde żądanie ciała, przyjmuje wszystko obojętnie i natychmiast zapomina, że tylko teraz, chwilę przed tym, był pracującym dla Stwórcy, odczuwa siebie bardzo dobrze, tak jakby nic się nie stało, nasładza się od swojego stanu, gdyż nie ma u niego żadnego cierpienia od tego, że nie pochłonięty jest pracą dla Stwórcy, a życzy sobie pozostać w tym stanie w ciągu całego swojego życia. I nigdy nawet o tym nie myśli, w ogóle przestał zastanawiać się nad sensem życia, po prostu jest mu dobrze, i to wszystko.
I te cztery stany można porównać do czterech poziomów, o których mówiliśmy:
- Sprawiedliwy i dobrze jemu.
- Sprawiedliwy i źle jemu.
- Grzesznik i źle jemu.
- Grzesznik i dobrze jemu.
I bez względu na to, że mędrcy mówią z najwyższych poziomów, można uczynić podobieństwo: Wcześniejszy stan, podobny do odpowiedzi od miłości – sprawiedliwy i dobrze jemu. Następny stan podobny odpowiedzi z lęku – sprawiedliwy i źle jemu, czyli jest człowiek w stanie pokonać swoje zło, swój egoizm, daje odpowiedzi na złą mowę ciała swego. I grzechy jego obracają się w pomyłki. I wychodzi, że zło w nim znajduje się pod władzą dobra. Jest w człowieku zło, lecz znajduje się póki co pod jego władzą. Następnie pojawia się stan, kiedy słyszy on złą mowę swojego ciała i ustępuje mu, i nie ma żadnych samodzielnych sił, by pokonać to – daje odpowiedź na złą mowę, i przyjmuje to, lecz żałuje tego, że nie jest w stanie sprzeciwić się złu (egoizmowi). I nazywa się ten stan: grzesznik – źle jemu. On – grzesznik, dlatego że nie może dać odpowiedzi, lecz odczuwa nieprzyjemny stan od tego, który nazywa się grzesznik, dlatego że nie ma sił, by sprzeciwić się. I czwarty stan, kiedy człowiek przyjmuje złą mowę obojętnie, tak jakby nie słyszał jej, nazywa się grzesznik i dobrze jemu. Czyli bez względu na to, że grzesznik, lecz dobrze jemu tak, i nie odczuwa w sobie żadnego braku.