Usłyszałem w Szabat Teszuwa, 9 października 1948 r., Tel-Awiw
Sobota między Rosz-aSzana i Jom Kippur posiada dwie nazwy. Pierwszą – Szabat Szuwa – otrzymała według pierwszych słów „Aftary”, którą czytają w ten dzień: Szuwa, Israel! (Wróć, Izraelu!) (Goszea 14:2). Drugą – Szabat Tszuwa, dlatego, że ta sobota – jeden z Dziesięciu dni skruchy.”
„Kicur Szulchan Aruch”
Dlaczego sobotę (przed Jom Kipur) nazywają „Szabat Tszuwa” (szuwa) – Sobotą Skruchy (powrotu)? Dlatego że w końcu dziesięciu dni skruchy w sądny dzień – Jom Kipur, mówią „o grzechu”, i każdy wpatrujący się (w tekst modlitwy „o grzechu”) naturalnie nie znajduje, że dotyczy go sześćdziesiąt procent (z napisanego tam). A z powodu pozostałych czterdziestu procent może z pewną dozą wątpliwości dopuścić, że być może on i znajduje się tam, ale nie czuje (że zgrzeszył). Jednak w sześćdziesięciu procentach z napisanego w modlitwie „o grzechu”, nie widzi siebie w żadnym wypadku.
Dlatego istnieje cudowna siła soboty, kiedy za pomocą światła soboty pojawia się możliwość zobaczenia siebie znajdującym się w stu procentach grzechów, które opisywane są w modlitwie „o grzechu”, i zrozumieć, że napisana jest ta modlitwa tylko dla niego, a nie dla innych. A bez światła (soboty) nie czują tego, i dlatego nazywają (sobotę przed Jom Kipur) „Szabat Tszuwa” – sobota -powrót, skrucha, odpowiedź. Ponieważ sobota pomaga skrusze – żeby mogli odczuć grzech, powinni przyznać się do grzechu, i wtedy można prosić o wybaczanie.
Ale jeżeli mówią „o grzechu” i nie czują, że zgrzeszyli – jakie to przyznanie!? Przecież w sercu swoim mówi, że nie grzeszył. A to, co mówi ustami, a nie w sobie samym, oczywiście – takie przyznanie się nic nie znaczy!